"Chociaż jest wiele rzek - w morzu i tak staną się jednym. Chociaż jest wiele kłamstw - jedna
prawda obali je wszystkie. Kiedy pojawia się jedno
słonce, ciemność, Choćby
była nieprzenikniona - znika."
Dedykacja dla Katarinkaaa123 ♥
Violetta
miała dosyć okłamywania Leona. Musiał dowiedzieć się kim jest naprawdę. Nie
chciała budować ich przyjaźni na nowo, podczas gdy nie mogła być z nim zupełnie
szczera. Dlaczego zatajanie prawdy było prostsze niż wyznanie wszystkiego? Strach. To on przejmował władzę nad szatynką.
Sprawiał, że stawała się bezsilna i przerażona. Ogłupiał umysł i przywoływał myśli
zwątpienia, które nakłaniały do ucieczki. Ona jednak nie chciała oddalić się od
szatyna. Leon nie chciał opuścić jej głowy. Nie była wstanie opisać cudownych
uczuć, które pojawiały się w jego obecności. Wiedziała, że to nie jest dobre. Ani dla niej, ani dla niego. Serce jednak nie miało zamiaru się uciszyć. Wręcz błagało,
aby on był przy niej. Do tego Francesca uprzykrzała jej życie. Może słusznie, próbowała odciągnąć ją od szatyna? Nie mogła przecież zainteresować się
chłopakiem przyjaciółki, dawnej przyjaciółki. Chociaż nie były ze sobą
tak blisko jak kiedyś, to nie chciała niczym skrzywdzić Włoszki. Co jeżeli ona
stałaby się tylko przeszkodą na drodze szczęścia tamtej dwójki? Miłość do
Meksykanina była skazana na niepowodzenie, zanim na dobre mogła zagościć w ich
sercach. Zatajanie prawdy przez Violette dodatkowo komplikowało relacje z
chłopakiem.
Dzisiejszy
pech dziewczyny zadecydował, że na zajęciach ze śpiewu pojawi się Resto wraz z
Leonem. Usiadła jak
najdalej od innych uczniów, aby tak jak zawsze nie rzucać się za bardzo w oczy.
Niedługo będzie mogła sobie odpuścić to wszystko, co jej zdaniem nie miało
sensu. Przekreśliła naukę w Studio, nie próbując swoich sił. W skupieniu
zaczęła przeglądać swoje notatki, żeby tylko nie patrzeć w kierunku pary
wchodzącej do Sali. Jak mogła w ogóle wpaść na pomysł, że między nią, a
szatynem jest szansa na jakieś głębsze uczucia? On przecież ma dziewczynę,
którą kochał.
- Może nasza
nowa koleżanka zaśpiewa? – usłyszała głos Włoszki. Uniosła swoją głowę i
zauważyła kpiący uśmiech na twarzy dziewczyny.
- Tak, to
dobry pomysł – oznajmił nauczyciel. – Zobaczymy czy masz zadatki na ucznia
naszego Studia – wskazał na scenę. – Prosimy – uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Ale ja…
Nie umiem – bąknęła.
- Jeżeli nie
chcesz, nie będziemy cię zmuszać.
- Ddd, dobrze.
Spróbuje – odpowiedziała przerażona.
Wstała z
miejsca i skierowała się w stronę niewielkiej sceny. Gdy miała na nią wejść, zawahała
się. Nie dam sobie rady – powtarzała w myślach.
Nagle na swoim nadgarstku poczuła ciepły dotyk. Całe jej ciało przeszedł
przyjemny dreszcz. Serce zabiło mocniej.
- Wiesz, że
nie musisz tego robić – usłyszała zmartwiony głos Leona.
- Poradzę
sobie – uniosła kąciki ust ku górze. – Chyba… - dodała ciszej i weszła na
scenę.
Stanęła
przed mikrofonem i spojrzała na swoją małą publiczność. Kilkanaście oczu
wpatrywało się w nią wyczekująco. Chyba przeceniła swoją odwagę. Całe jej ciało
zesztywniało, a głos jakby utkwił w gardle. Nie chciała zawyć jak wilkołak do księżyca. Dłonie dziewczyny zaczęły drżeć,
zrobiło jej się gorąco i słabo. Żołądek wywrócił się do góry nogami, czuła jak
jej śniadanie wraca do gardła.
- Niedobrze
mi – zakryła usta dłonią.
- Lepiej się
odsuńmy, bo zaraz z jej ust wypłynie coś innego niż śpiew –oznajmiła
rozbawiona Włoszka.
Prawie
wszyscy zaczęli się śmiać. Oczy szatynki się zaszkliły. Nie mogła dłużej tam zostać. Wybiegła z pomieszczenia, aby jak najszybciej wydostać się na zewnątrz.
Gdy była już na świeżym powietrzu, odetchnęła głęboko i pozwoliła palącym łzom
wydostać się z oczu. Mogła się domyślić, że Francesca zrobi wszystko, żeby jak
najszybciej stąd zniknęła. Udało się, nigdy więcej już nie pokaże się w tym
miejscu.
- Trzymasz
się jakoś? – usłyszała ciepły głos chłopaka.
-
Skompromitowałam się – wyszeptała przez łzy.
- Proszę,
nie płacz – podszedł do niej i zamknął ją w swoich ramionach. Gładził ją po
plecach, aby chociaż trochę się uspokoiła. – Wszystko będzie dobrze. Inni
zawsze będą widzieć tylko twoje błędy. Mogliby zając się własnym życiem –
odparł zły.
- Nie wrócę
tam – odsunęła się od niego – Jestem beznadziejna.
- Nawet nie
mów takich głupstw – otarł niepewnie łzy z policzków Violetty. – Spróbuj o tym
zapomnieć. Wiem, że jest ciężko, ale nie mogę patrzeć na twój smutek. Chciałbym
zabrać cię w pewne miejsce. Tam zawsze umiem się uspokoić. Pójdziesz tam ze mną?
- Lepiej
będzie, jeśli pójdę do domu i zjem pudełko lodów czekoladowych – burknęła.
- Mam lepszy
sposób na smutek. Nie daj się prosić – uśmiechnął się uroczo.
- Niech ci
będzie – powiedziała niechętnie.
***
- Daleko
jeszcze? – zachichotała. Leon sprawiał, że nie potrafiła się nie uśmiechnąć.
Przy nim wszystko nabierało barw. Udawało mu się odegnać smutek.
- Jeszcze
tylko chwila.
- Wiesz,
przyjemniej byłoby gdybym coś widziała – powiedziała rozbawiona.
- Zależy mi,
abyś poczuła w tym miejscu, to co ja. Już jesteśmy – zabrał dłonie z oczu
szatynki.
Otworzyła
oczy i to co przed sobą ujrzała, oczarowało ją. Chłonęła widok, który
rozpościerał się wokół niej. Przyroda zachwycała swoim pięknem. W jeziorze
błyszczały promienie słoneczne, drzewa lekko kołysały się na wietrze, różnokolorowe
kwiaty dodawały uroku. W cieniu pod drzewem stała biała ławka, jakby odizolowana
od reszty otoczenia. Cisza, która tam panowała była kojąca.
- To miejsce…
Jest niesamowite – rzekła oszołomiona.
- Cieszę
się, że ci się podoba – ukazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
- Dziękuje,
że mnie tutaj zabrałeś.
- Wiesz,
jesteś pierwszą osobą, którą tutaj przyprowadziłem.
- Nie
zasługuje na to – pokręciła głową niedowierzająco. – Leon, my nie jesteśmy
nawet przyjaciółmi.
- Nie?
Myślałem, że jestem twoim przyjacielem. Przyjaciele sobie pomagają, prawda?
- Słuchaj,
przecież mówiłam ci, że wolę być sama. O żadną pomoc nie prosiłam –
prychnęła.
- Jesteś
tajemnicza. Nie potrafię cię rozgryźć. Najpierw jesteś w stosunku do mnie
przyjazna, a potem próbujesz mnie od siebie odepchnąć – zmarszczył brwi.
-
Przepraszam, to skomplikowane. To we mnie tkwi problem – westchnęła. – Gdybyś,
wiedział jaką jestem okropną osobą… Sam byś chciał ode mnie uciec.
- Dlaczego
widzisz w sobie same wady? Uwierz w siebie i swoje możliwości. Wyglądam jakbym
chciał zwiać? – wyszczerzył usta w uśmiechu.
- Tak już
mam – wzruszyła ramionami – Jednak śpiewać to ja nie umiem – skrzywiła się. –
Francesca wygrała.
- Znowu
twierdzisz, że nie umiesz? Pamiętasz co ci poradziłem, gdy grałaś? Spróbuj
wykorzystać tamtą rade podczas śpiewania.
- Myślisz,
że wtedy by mi się udało? – zapytała.
- Jestem
przekonany, że wypadłabyś świetnie – odpowiedział szczerze.
- A więc…
Chodźmy – zadarła dumnie głowę.
- Ale gdzie?
– uniósł pytająco brwi.
- Idę
zaśpiewać.
- Jesteś
pewna?
- Wiem, że ty tam będziesz. Jeżeli znowu polegnę, jakoś poradzę sobie z porażką –
odwróciła wzrok speszona własnymi słowami. – Chodźmy, zanim się rozmyślę –
zaśmiała się i złapała jego rękę, aby ruszył z miejsca.
***
Odetchnęła
głęboko. Ignorowała cięte uwagi niektórych uczniów. Spojrzała ostatni raz na
Leona, który uniósł kciuki do góry i uśmiechnął się w jej stronę. Zamknęła oczy
i pomyślała o mamie, której chciała zadedykować śpiewany utwór. Zapomniała o
strachu. Wierzyła, że Maria będzie teraz przy niej. Do jej uszu doszły pierwsze
nuty piosenki. Zaczęła śpiewać. W słowach chciała przekazać wszystkie emocje,
które nią targały. Nikt nie śmiał przerwać dziewczynie. Każdy był zachwycony
jej piękną barwą głosu. Była z siebie dumna. Gdy skończyła, odważyła się
otworzyć w końcu oczy. Usłyszała brawa.
- Pięknie –
wysyczała Włoszka. – Gorące brawa dla Violetty Castillo! – wykrzyczała.
Kasiu ♥ Przepraszam, że dedykuje Ci "to coś". Starałam się, ale nie wyszło do końca tak jak chciałam ;* Dziękuje Ci za wszystko <3 Za każde słowo, za to, że tutaj jesteś i czytasz moje opowiadanie <3 Za to, że mnie znosisz ;* Za wszystko ♥
Byłam zdziwiona liczbą wyświetleń ostatniego rozdziału o.O Dziękuje wszystkim, którzy go skomentowali <3
Małymi krokami zbliżamy się do końca historii ;) Nie przewiduje więcej niż 20 rozdziałów.
Opinie rozdziału pozostawiam wam kochani ;*