piątek, 25 września 2015

Epílogo

Jest tysiąc marzeń kolorowych
Nie ma lepszych, ani gorszych

Violetta - Ser Mejor



  Kilka lat później

 Rozpierała ją pozytywna energia. Myśl, że po kilkumiesięcznej rozłące zobaczy bliskich, wprawiała szatynkę w doskonały nastrój. Najbardziej cieszył ją fakt, że zobaczy zielonookiego szatyna. Nigdy już nie chciała, aby byli osobno przez tak długi czas. Rozmowy przy których widziała go wyłącznie na ekranie laptopa, były niczym w porównaniu z możliwością dotknięcia jego skóry czy składania na jego ustach czułych pocałunków. Nigdy nie przypuszczała, że życie ofiaruje jej osobę, dzięki której będzie taka szczęśliwa. Wszystkie problemy - duże czy małe - za sprawą jego obecności nie wydawały się jej już takie straszne. Świadomość, że zawsze mogła liczyć na wsparcie ukochanego dodawało sił, aby walczyć o szczęście.
 Violetta poprawiła czarne okulary, które spoczywały na nosie. Nie lubiła ściągać na siebie uwagi. Ostatnimi czasy, ludzie aż za nadto, interesowali się panną Castillo. To ją trochę krępowało. Jeszcze nie była przyzwyczajona do tego, że ludzie śledzili każdy jej krok. Ona po prostu robiła, to co kochała. 
 Wyścigi przez ostatnie lata były dla niej najważniejsze. Przez to trochę zaniedbywała Leona, rodzinę oraz przyjaciół. Bliscy byli bardzo wyrozumiali, a w szczególności - Meksykanin. Zaskakiwało ją to, jak wiele jest w stanie dla niej zrobić. Czasem nachodziły ją myśli, że wcale nie zasługuje na miłość, którą darzył ją Verdas. Musiała coś zmienić, aby nie czuć, że marnuje jego czas. Teraz nadszedł moment, w którym on będzie stawiany na pierwszym miejscu. Osiągnęła już to, czego od zawsze pragnęła. Brała udział w zawodach, sławnych na skale światową. Była jedną z nielicznych kobiet, które konkurowały w wyścigach, z płcią przeciwną. Wygrywała i przegrywała. Zdobywała trofea, zyskała grono wiernych fanów, którzy śledzili jej karierę. Nie przypuszczała, że te marzenia, mogą się kiedyś ziścić. Wszystko wydawało się Violettcie, pięknym snem, z którego nie chciała kiedykolwiek się obudzić. Była z siebie dumna. Pomimo tylu przeciwności została kierowcą. To była pasja dziewczyny. Cel, który obrała sobie już jako dziecko. Teraz jednak pragnęła czegoś zupełnie innego od swojego istnienia. 
 Człowiek idąc przez życie, wciąż się zmienia. Dojrzewa, zmienia swój punkt widzenia na różne sprawy. Jego marzenia, także ulegają zmianie. W poszczególnych etapach ziemskiej wędrówki, nasze pragnienia oraz oczekiwania, przekształcają się. Violetta, dokładała wszelkich starań, aby każde marzenie urzeczywistniało się. Siedząc z założonymi rękami, nic nie zdziałamy. Nie należy z góry zakładać, że nam się nie uda. Jeżeli tylko chcemy, jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko. Lista priorytetów Argentynki, uległa zmianie. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie na srebrny pierścionek, który spoczywał na serdecznym palcu. Bardzo chciała wreszcie wyjść za mąż. Oczywiście, za Leona Verdasa, do którego należało jej serce. Pragnęła stworzyć wraz z nim szczęśliwą rodzinę.
 Przerwała swoje rozmyślania i weszła do przytulnej kawiarni. Od razu dostrzegła swoją przyjaciółkę przy ich ulubionym stoliku. Z uśmiechem na ustach, podeszła do Włoszki.
- Pani już zamawiała? – spytała, starając się, żeby ton głosu brzmiał trochę inaczej. Kiedy Francesca uniosła swój wzrok i rozpoznała przyjaciółkę, poderwała się z miejsca, aby ją wyściskać. Próbowała przytulić Castillo, lecz wyszło to trochę nieudolnie, za sprawą już dość dużego brzucha przyszłej mamy. Violetta roześmiała się radośnie. By było prościej, pocałowała swoją towarzyszkę w policzek. Obie usiadły naprzeciwko siebie. Szatynka zdjęła okulary, mając nadzieje, że nikt w pomieszczeniu, nie zwróci na nią większej uwagi.
- Żartujesz, kochana? Czekałam na ciebie, chociaż czuje, że mogłabym zjeść świnie z kopytami. Muszę jeść za trzech. Moje dwa kochane szkrabki, to głodomory – uśmiechnęła się szeroko i z czułością pogłaskała swój brzuch.
- Świnie, Fran? – zachichotała, nie mogąc się powstrzymać. Uwielbiała to jak Włoszka, przekręcała powiedzenia – Federico się postarał. Dwa maluchy za jednym razem.
- Tak, a niby co? To świnki są najbardziej upasionymi zwierzętami. Mój mężulek jest pracowity jak waszka, szczególnie w nocy – przewróciła zabawnie oczami, powodując, że Violetta nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu. Zaskoczona spojrzała na roześmianą przyjaciółkę, po czym dołączyła do niej – Dd, doobra – wydusiła, próbując opanować śmiech – Przejdźmy do poważnych spraw. Powiedz, że zostaniesz, aż zobaczysz swojego chrześniaka. Jak ja sobie bez ciebie poradzę?
- Franuś, nie martw się o to. Nigdzie się nie wybieram. Tym razem, zostaje. Moja kariera musiała się kiedyś, zakończyć – wyznała. Szatynka nie chciała ponownie być z dala od bliskich. Pragnęła, aby jej życie, chociaż trochę, przypomniało to przyjaciółki. Marzyła, by zostać panią Verdas, a pewnego dnia także mamą.
- Żaaaaartujesz?! – krząknęła, tak głośno, aż wszyscy zwrócili swój wzrok w kierunku, kruczoczarnej – Tak bardzo się cieszę. Podskoczyłabym, ale wiesz, nie bardzo mam jak – bardzo cieszyła się, że przyjaciółka będzie przy niej. Kiedy Violetta wyjeżdżała, strasznie za nią tęskniła. Zresztą, nie ona jedyna.
- Mówię całkowicie szczerze – oznajmiła – Mam nadzieje, że Leon się ucieszy. Nie pisnęłaś mu słówkiem, o moim przyjeździe? – uniosła pytająco brwi. Zastanawiała się czy Francesca się nie wygadała. Czasami Włoszce, ciężko było trzymać język za zębami. Ale wiedziała, że w takiej sprawie jej nie zawiedzie. Już nie mogła się doczekać, kiedy ujrzy ukochanego.
- Oczywiście, że nie. Chciałaś mu zrobić niespodziankę? A więc będzie miał niespodziankę. Umówiliśmy się, że będzie tutaj o siedemnastej. Mamy trochę czasu, żeby pogadać o babskich sprawach, ale najpierw muszę zjeść porządny kawałek cista.
- Dziękuje. To na co masz ochotę? – sięgnęła po kartę oferowanych wypieków i prześledziła ją wzrokiem. Nie powinna obżerać się słodkościami lecz miała słabość do pysznych ciast. Ich smak powodował, że przypominało jej się dzieciństwo. Czas spędzony w towarzystwie rodziców, właśnie w tym miejscu.
- Wiesz, chętnie spróbowałabym wszystkiego – jęknęła, kiedy patrzyła na zdjęcia przedstawiające smakołyki – Tak w ogóle, masz pozdrowienia od Diego i Lary. Ostatnio udało mi się porozmawiać z naszym amigo. Akurat byli we Francji. Próbowali ślimaków, fuj – skrzywiła się, powstrzymując odruch wymiotny – Przepraszam cię na chwilę. Jakoś tak... Niedobrze mi się zrobiło. Zaraz wracam – wstała od stolika, kierując się w stronę toalety.
Violetta, odprowadziła koleżankę, wzrokiem. Chyba nigdy nie zrozumie zmienności, kobiet w ciąży. Może, gdy kiedyś sama będzie w ich sytuacji, spojrzy na to z innego punktu widzenia.

Pues amor es lo que siento.

Eres todo para mi

-
Przecież miłość jest tym co czuję 

Jesteś wszystkim dla mnie

Violetta - Nuestro camino

 Z niecierpliwością oczekiwała przybycia, ukochanego. Trochę niegrzeczne z jej strony było ciągłe spoglądanie na zegarek, ale Francesce, to nie przeszkadzało. Rozumiała, że Violetta, stęskniła się za Leonem. Ona niecierpliwiła się, kiedy Federico, zostawiał ją na kilka godzin.
- Violu – wskazała na osobę, która właśnie weszła do lokalu. Nie musiała już nic więcej dodawać.
Szatynka, przywołała na ustach szeroki uśmiech. Poderwała się tak szybko, że krzesło na którym siedziała, upadło z hukiem na podłogę. Nie przejęła się tym zbytnio. Najważniejsze było to, że zielone oczy Verdasa, skrzyżowały się z jej czekoladowymi tęczówkami. Podbiegła do Leona, trafiając prosto w jego ciepłe ramiona. Meksykanin, początkowo był oszołomiony, nie dowierzał, że trzyma ją w swoich objęciach. Gdy po chwili uświadomił sobie, że to nie sen, jego ręce spoczęły na talii dziewczyny. Przyciągnął ją jak najbliżej było to możliwe. Ujął twarz Violetty i odgarnął za ucho, niesforny kosmyk. Zatonął w tęczówkach dziewczyny, przypatrując im się z uwielbieniem. Nachylił się i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Zacisnął dłonie na biodrach, szatynki. Tak jakby już nigdy więcej nie zamierzał jej wypuścić.
- Kocham cię – szepnęła, na moment odrywając się od jego kuszących warg.
- A ja kocham ciebie – uniósł kąciki ust ku górze. Złożył jeszcze jeden, delikatny pocałunek na ustach, ukochanej.
Z trudem odsunęli się od siebie. Violetta, chwyciła rękę chłopaka i splotła ich place razem. Spojrzeli na siebie ukradkowo. Wrócili razem do stolika, przy którym, obok Francesci siedział już Federico. Mieli jeszcze dużo czasu, żeby spędzić go w swoim towarzystwie. Szatynka, już niedługo miała wyjawić, Meksykaninowi, swoje plany dotyczące ich wspólnej przyszłości. Miała nadzieje, że będą razem już na zawsze. 
 Było mnóstwo marzeń, które mogły się spełnić. Trzeba był tylko wierzyć, że jest to możliwe.



 Czytałeś, ale nie komentowałeś? To idealny moment, żeby się ujawnić. Wystarczy przecinek, kropka, cokolwiek :D 
Witam was wszystkich <3
Tak o to, tym dość obszernym epilogiem, kończy się moje opowiadanie. Ktoś jest zaskoczony? Miało być więcej rozdziałów, ale jak to w moim przypadku bywa, nie wyszło. Były lepsze i gorsze chwile. Chociaż teraz najczęściej zdarzają się te gorsze. Uważam, że nawet było to widać po jakości rozdziałów. Nie trudno było czasem zauważyć, że pisane były bardziej na siłę, niż z przyjemnością. Chciałam mieszać, komplikować i jeszcze bardziej utrudniać życie bohaterom lecz mój czas tutaj, dobiega końca. Tak wgl. epilog miał mieć depresyjny charakter. Jak widać powstrzymałam się, mam słabość do szczęśliwych zakończeń. Pierwotny pomysł przedstawiał się następująco – Violka po wypadku, w śpiączce i bez większych szans na wybudzenie. Sami ocenicie, które zakończenie lepsze ;)

It's time to say goodbye

 Coś się wypaliło. Chęci zniknęły i nic już nie wychodzi przyzwoicie. Nie mam pojęcia czy jeszcze coś się tutaj pojawi. Może jakiś shot czy miniaturka? Nie wykluczam tego, ale jestem pewna, że nowego opowiadania, nie będzie. W dalekiej przyszłości? Tego akurat nie potrafię przewidzieć. Chociaż nie wiem czy do tego czasu, ktoś jeszcze tutaj będzie. Moja decyzja nie jest pochopna. Już od jakiś trzech miesięcy rozmyślam nad tym. Na początku lipca doszłam do wniosku, że ten etap w moim życiu, pewnego dnia będzie musiał się zakończyć. Odejście, nie jest wcale łatwe, uwierzcie. Te dwa lata, które spędziłam na blogspocie. Czytając, komentując czy później nawet pisząc, na pewno będą niezapomniane. Miałam okazje przeczytać mnóstwo perełek, o moich ulubionych bohaterach z Violetty. Uczyłam się tego jak lepiej pisać, być bardziej kreatywną i pomysłową. Co bardzo przydało mi się na lekcjach języka polskiego :D Otrzymałam od was wiele motywacji oraz ciepłych słów, które podbudowywały moją wiarę, we własne możliwości. Poznałam fantastycznych ludzi, którzy również uwielbiają pisać :*
To wam w szczególności chciałabym podziękować. Moi kochani czytelnicy :*
Za waszą obecność, motywacje, wsparcie, komentarze, wyświetlenia, +1 i za to, co akurat teraz nie przychodzi mi do głowy :P

Szczególnie chciałabym podziękować, dwóm skarbom, które miałam okazje poznać :
- Agata ♥ - Mój kochany, Romeito :* Osoba, bez której prawdopodobnie, nie byłoby mnie już dawno, na tym blogu. Dokładnie pamiętam dzień, w którym zyskałam pierwszą, prawdziwą czytelniczkę. To był czas, w którym myślałam, że prowadzenie bloga nie ma sensu. Kochana, Twoje pojawienie się, zmieniło wszystko. Zawsze będę wdzięczna losowi, że skierował Cię, akurat tutaj. Byłaś wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałam, wsparcia. Nie opuściłaś mnie, po jednym komentarzu. Zostałaś i dzięki Tobie zyskałam, zastrzyk energii, na pisanie dalszych rozdziałów. W tamtym momencie, nawet nie wyobrażałam sobie, że osiągnę tak dużo. Nie marzyłam o tym, że pojawi się tutaj więcej, osób. Gdyby nie Ty, chyba nigdy nie wróciłabym, do napisania kontynuacji, pierwszej historii. Dziękuje :* Takie zwykłe i banalne słowo, nie wyrazi mojej wdzięczności. Cieszę się, że mam przy sobie, tak wspaniałą czytelniczkę. Jestem również szczęśliwa, że mogłam Cię poznać :* Nigdy nie zapomnę, o naszych długich rozmowach. Ja nie wiem, jak udało Ci się znosić moje gadanie, o własnej beznadziejności? Nie reagowałaś złością, wręcz przeciwnie, miałaś do mnie dużo, cierpliwości. Wciąż powtarzałaś, żebym w siebie uwierzyła. Agaciu, dziękuje Ci za wszystkie rozmowy ♥ Za te poważne i te zabawne, kiedy czasem nie mogłam powstrzymać, śmiechu :D Za to, że po prostu przy mnie byłaś ♥ Oczywiście mogłabym bardziej się rozpisać, ale już i tak za długie, to wszystko. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś porozmawiamy :* Te quiero.
- Kasia ♥ - W Twoim przypadku, chyba też nigdy nie zrozumiem, jakim cudem teraz tutaj jesteś :* Właściwie, to jak to się stało, że zjawiłaś się na moim blogu? Ale czy to ważne? Chyba nie. To był zaszczyt, że taka utalentowana osóbka, w ogóle chciała czytać moje wypocinki. Ofiarowałaś mi tyle pięknych komentarzy. Nie raz dzięki nim, doprowadzałaś mnie do wzruszenia. Dziękuje kochana ♥ Za nasze rozmowy przy których czas, nie wiadomo, kiedy płynie. Za Twoje wsparcie, w chwilach zwątpienia. Za znoszenie moich humorów i paplaniny, bez sensu xD Za to, że byłaś, jesteś i mam nadzieje, będziesz ♥ Ale czy słowo, dziękuje jest wystarczające? Chyba nigdy nie będzie. Jesteś wspaniałą przyjaciółką, na którą zawsze mogę liczyć. Moje szczęście, że udało nam się poznać, nie opiszą słowa. Pierwszy raz spotkałam osobę, z którą mam tyle wspólnego. Mam nadzieje, że nasz kontakt się nie urwie, siostro :* Te quiero.

Z całego serca dziękuje również, tym, którzy się tutaj pojawili :
- Kerry ♥
- Maggie ♥
- Lea Vázquez ♥
- Rosee ♥
- Teddy ♥
- Sydney ♥
- Caroline M ♥
- Gall Anonim ♥
- Blake ♥
- Julson ♥
- Crazy D ♥
- Patty ♥
- Blueberry Bubblegum ♥
- Victoria ♥
- Werkaaa Blanco ♥
- Silaaa a ♥
- Madzia Vilovers ♥
- marcela wesley ♥
- Chloe ♥
- Hana ♥
- Królik Królik ♥
- Kylie ♥
- Olivie ♥
- Mellon Mell ♥
- Nikola Stoessel ♥
- LilDevil ♥
- Keira ♥
- Blake Blake ♥
- Leah ♥
- Honey ♥
- Setka Jorgistas ♥
- Lili ferro ♥
- Bella ♥
- Heaven ♥
- Madinne ♥
- Rosie ♥
- Beauty ♥
- JuLiett HS ♥
- A. ♥
- Podziękowania dla wszystkich czytelników oraz obserwatorów ♥

Za bardzo się rozpisałam, wybaczcie. 
Przesyłam buziaki i pozdrowienia <3
Trzymajcie się,
Rachel ;*



piątek, 18 września 2015

Capitulo 14

W jednej chwili wszystko może się zmienić 
Poczuj wiatr na swym ramieniu 
Cały świat może zatrzymać się w jednej minucie 
Puść przeszłość w niepamięć
Hilary Duff - Fly


 Odczekała chwile, nim w jakikolwiek sposób zareagowała na słowa, szatyna. Takiego wyznania raczej się nie spodziewała. Czy to oznaczało, że Leon ją kochał? Nie powiedział tego wprost, ale na pewno coś do niej czuł. Mogła być aż tak ślepa? Nigdy nie dostrzegała, że komuś mogła się spodobać. Była przecież zwyczajna, przeciętna. Nie wyróżniała się niczym spośród swoich rówieśniczek. Francesca, tysiące razy powtarzała, że szatyn coś do niej czuje, ale ona zawsze zbywała to śmiechem. Musiała coś w końcu powiedzieć. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Nigdy nie podejrzewała, że Leon od zawsze starał się zwrócić na siebie jej uwagę. Potrzebowała czasu, żeby to sobie przemyśleć. Nie dawała porwać się emocjom. Gdyby to zrobiła, to co właściwie by się stało? Możliwe, że po prostu by go pocałowała, ale zapewne zrobi to, co potrafi najlepiej. ..Ucieknie.
- Leon – powiedziała, nadal zbyt oszołomiona jego wyznaniem – Jj, jaa – zająknęła się – Powinnam już iść – oznajmiła. Zabrała dłoń chłopaka ze swojego policzka i przelotnie na niego spojrzała, nim wyszła. Kiedy zobaczyła jaką ma minę, poczuła bolesne ukłucie w sercu.
 Oddalała się od miejsca zamieszkania, Meksykanina niemal biegiem. Przed czym właściwie starała się uciec? Sama nie rozumiała, co chciała za sobą zostawić. Musiała w końcu zrozumieć dlaczego wszystkich od siebie odsuwa. Chłopak, o którym marzy, z całą pewnością wiele dziewczyn, wyznaje co do niej czuje, a ona ucieka od niego jak ostatni tchórz. Wcale nie jest taka odważna czy silna. Przeraźliwie boi się zbliżyć do kogokolwiek. Trzyma ludzi na dystans, ponieważ nie chce znowu przeżywać bolesnej straty, która by ją zabijała od środka. Śmierć ojca spowodowała, że jakaś cząstka w niej umarła. Wszystko przestało mieć dla niej większe znaczenie. Liczył się tylko tor i powrót do szybkiej jazdy. Tylko te dwie rzeczy wydawały się szatynce najlepszym sposobem, aby czuła, że German wciąż jest przy niej. Okazywało się, że wszyscy wokół chcieli po prostu pomóc. Pasja do wyścigów była ważna, ale nie takim kosztem. Oddaliła się od mamy i wujka, którzy chcieli dla niej dobrze. Widzieli, że nie jest na to gotowa, a ona nie chciała tego słuchać. Prawda była taka, że nie pogodziła się ze stratą, ojca. Była przy tym jak umierał. To dodatkowo spowodowało, że nie podźwignęła ciężaru odejścia Germana, z tego świata. Angie oraz Gustavo, chcieli wraz z nią przeżyć żałobę. Ale ona zamknęła się na nich. Później było już między nimi tylko gorzej. Życie przypominało rozsypankę elementów, które w żaden sposób, nie chciały się posklejać. W rękach Violetty, spoczywała szansa na ich ponowne scalenie. To był czas, w którym musiała oddalić od siebie rozżalenie oraz strach. Egzystencja, nigdy nie będzie wędrówką, bez przeszkód. Od nas zależy jak przyjmiemy i pokonamy przeciwności losu. Argentynka, zamierzała najpierw porozmawiać z wujkiem i mamą. Porzuciła plany ucieczki w niewiadomym kierunku. Zbyt dużo osób musiało przez nią cierpieć.
 Gdy weszła do domu miała ochotę znowu się rozpłakać. Zobaczyła jak roztrzęsiona rodzicielka, wędruje nerwowo w kółko i między szlochaniem, wypowiada imię córki.
- Violetta – szepnął Gustavo, z widoczną ulgą.
Dziewczyna, nie zastanawiając się dłużej, podeszła do Angie i mocno ją przytuliła.
- Violu… Moja córeczka – pocałowała szatynkę w czoło, bojąc się, że to tylko złudzenie.
- Przepraszam was. Nie chcę żeby tak było.
- To my powinnyśmy prosić ciebie o wybaczenie, kochanie.
- Wszyscy popełniamy błędy. Podejmujemy decyzje, których potem żałujemy. Ale nie pozwólmy na to, aby to wszystko sprawiało, że oddalamy się od siebie – popatrzyła na wujka, potem na mamę. Uśmiechnęła się do nich, dając nadzieje, że znowu będą kochającą się rodziną. Jej taty już przy nich nie było, ale Angie miała prawo, ponownie kogoś pokochać. Mama zapewniła ją, że nikt nigdy nie zastąpi, Germana. On zawsze będzie pierwszą miłością dla której przeznaczone jest wyjątkowe miejsce w sercu.



 Po szczerej rozmowie z mamą i wujkiem, czekała ją kolejna, chyba trudniejsza. Spojrzała na zegarek i zastanawiała się czy Diego, w ogóle się pojawi. Mieli sobie trochę do wyjaśnienia. Prawie się pocałowali, a ona jak to miała w zwyczaju, uciekła bez słowa. Nie zdziwi się jeżeli przyjaciel nie będzie chciał z nią rozmawiać. Czasami robiła coś jakby nie miała oleju w głowie. Można skrzywdzić kogoś jeżeli powie się za dużo, albo nie powie się nic. Ona odeszła bez wyjaśnienia tego  wszystkiego, a przecież jego uczucia powinny być dla niej najważniejsze. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła zbliżającą do niej postać. Po kilku minutach Hiszpan, stanął naprzeciwko, szatynki.
- Diego – zaczęła. Zbyt dużo poważnych i szczerych rozmów, zarezerwowała jak na jeden dzień. Ale im szybciej będzie miała to za sobą, tym lepiej – Przepraszam. Chciałabym cię kochać jak zakochana w chłopaku, dziewczyna. Jednak nie potrafię… - przerwała na moment, obserwując jak przyjaciel reaguje na jej słowa. Wydawało jej się, że raczej nic nie doda od siebie więc postanowiła kontynuować – Kocham cię, tyle, że... Jak brata - wydusiła z ledwością, mając świadomość, że prawdopodobnie zadaje kolejny bolesny cios - Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś będziemy mogli być przyjaciółmi...
- Violetta, potrzebuje czasu. Nie potrafię patrzeć ci w oczy i zapomnieć o tym co czuje – starał się jak najlepiej przyjąć słowa przyjaciółki. Było mu źle, z myślą, że ona nigdy go nie pokocha. Musiał o niej zapomnieć, dlatego miał nadzieje, że to wszystko okaże się tylko zwykłym zauroczeniem.
- Ja rozumiem... Wierzę, że kiedyś do mnie zadzwonisz i spędzimy czas razem, tak jak kiedyś – uśmiechnęła się lekko – Diego, gdzieś tam czeka na ciebie dziewczyna, która zakocha się w tobie bez pamięci.
- Obyś miała racje – zaśmiał się, bez cienia wesołości.
- Na pewno ją mam – mimo skrępowania, podeszła do przyjaciela i mocno go uścisnęła.
- Napisałaś do mnie tylko po to, żebym to zobaczył?
Od razu rozpoznała do kogo należy głos, który usłyszała za sobą. Odwróciła się w kierunku szatyna i z przerażeniem uświadomiła, co mógł sobie pomyśleć. Gdyby wiedziała, że przyjdzie przed ustaloną godziną, zorganizowałaby spotkanie w innym miejscu. Musiała się chyba przyzwyczaić, że ma jakiegoś cholernego pecha w życiu.
- Leon, ni…
- Po prostu nic już nie mów – przerwał jej. Cisnął o ziemię, trzymany w rękach bukiet kwiatów i oddalał się szybciej niż mogłaby cokolwiek mu wyjaśnić.
Przeniosła wzrok na Diego, chcąc to jakoś wytłumaczyć, ale on powiedział przyjaciółce tylko – idź za nim. Skinęła głową i puściła biegiem, chcąc dogonić zdenerwowanego, szatyna. Był o nią zazdrosny? Nie mogła go stracić. Nie teraz kiedy uświadomiła sobie, że jest w nim zakochana. Kiedy zobaczyła go, tamtego dnia na parkingu przy jego imponującym samochodzie, obudziły się w niej uczucia, które były dotąd nieznane. Wtedy wypowiedzi dziewczyny w jego kierunku były opryskliwe. Zdawało się, że to nienawiść do chłopaka, powodowała, takie zachowanie. Już tamtego dnia pojawiło się między nimi przyciąganie, którego wcześniej nie chciała, dostrzec. Leon, zawsze pojawiał się, gdy go potrzebowała.
- Kurna, Verdas! – krzyknęła – Nie wkurzaj mnie i w końcu się zatrzymaj – dogoniła go i złapała za ramię, odwracając tak, aby jego wzrok był skierowany na nią.
- Nie jesteś moją matką, żeby mi rozkazywać – burknął – Mam tego dosyć. Kochasz kogoś innego i wychodzi na to, że nie wiedziałaś jaki mi to powiedzieć – powiedział, już nieco spokojniejszym tonem.
- Jesteś ślepy czy jak? – zachichotała. Zarzuciła ręce na jego szyje i wplotła palce w jego miękkie włosy – Zamknij się głupku i w końcu mnie pocałuj – szepnęła mu wprost w usta.
- Cc. co? – był oszołomiony. Sam już nie wiedział czy to sen czy rzeczywistość.
Violetta, nie czekała na reakcje chłopaka. Odszukała swoimi ustami jego wargi i zachłannie złączyła je w czułym pocałunku.

Ktoś się dziwi, że tak szybko dodany? Hehe, taki mój mały sekret. Może ktoś się domyśli, co jest grane xD 

poniedziałek, 14 września 2015

Capitulo 13

Prawda jest straszna, ale niewiedza jeszcze gorsza

Becca Fitzpatrick – Cisza



 Oczy chłopaka trzymającego ją w ramionach były zbyt piękne, aby móc przestać się w nie wpatrywać. Jego dołeczki, gdy delikatnie się do niej uśmiechał, jakby prosiły, aby musnąć je kciukiem. Włosy, w których chciała zatopić palce, aby móc sprawdzić ich miękkość. Usta, które w tej chwili, pragnęła dotknąć, swoimi. Nie wiedziała dlaczego wcześniej nie dostrzegła jak bardzo przystojny jest Leon. Możliwe, że to jej urażona duma i wspomnienia przeszłości, wciąż nie dopuszczały, żeby sobie to uświadomiła. Dawna nienawiść, ustępowała miejsce dla innych uczuć. Były to z całą pewnością piękne uczucia. Szatynka, jeszcze nie do końca umiała je zdefiniować. Ale sprawiały, że serce pragnęło wyrwać się z piersi, od nadmiaru szczęścia.
Pierwszy pocałunek miał być tym, którego nie zapomni do końca życia. Kiedy stała tak blisko chłopaka, czuła, że to ten właściwy moment. Nie wymuszony, tak jak to było w przypadku, Diego. Wystarczyło, że jasno zasygnalizuje, Verdasowi, że chce go pocałować. Mógł ją odrzucić, albo wyrazić na to zgodę. Nie liczyła minut, które upłynęły, na wpatrywaniu się w jego cudowne oczy. Gdy miała już dać się ponieść, tej pięknej chwili, stało się coś czego chyba żadne z nich się nie spodziewało.
Violetta, zobaczyła przed sobą, wyłącznie ciemność...



 Kiedy odzyskiwała świadomość, czuła, że leży na miękkiej powierzchni. Bardzo chciała, żeby to wszystko okazało się złym snem. Począwszy od odkrycia zażyłych relacji, Gustavo i Angie, a skończywszy na stanięciu przed drzwiami domu, Verdasa. Straciła przytomność czy po prostu śniła? Przedłużała moment otwarcia oczu, ponieważ nie była pewna czy jest gotowa na starcie, z rzeczywistością. Po chwili poczuła czyjś oddech, blisko swojej twarzy. Przestraszona, nieudolnie, poderwała się z kanapy. Zbyt szybka reakcja dziewczyny spowodowała, że walnęła czołem, o czoło chłopaka, który się nad nią pochylał.
- Auć – jęknęła. Zaczęła rozmasowywać obolałe miejsce. Chciała zapaść się pod ziemi, było jej wstyd. Zrobiła się cała czerwona i wolała nie podnosić wzroku – Przepraszam – szepnęła, ze skruchą. W odpowiedzi dostała tylko cichy śmiech – Nie powinnam była tu przychodzić. Jeszcze raz, przepraszam – Miała zamiar wstać i jak najszybciej wyjść z miejsca zamieszkania, szatyna. Ale Leon, zręcznie powstrzymał ją od wstania na nogi.
- Jeżeli myślisz, że ruszysz się z miejsca, to muszę cię rozczarować. Nigdzie nie idziesz. Nie w takim stanie.
No tak, przecież, gdyby nie ramiona Meksykanina, runęłaby na ziemię. Jednak nie mogła zdradzić dlaczego straciła przytomność. Przecież nie powie mu, że to przez niego zapomniała jak się oddycha. Był zbyt idealny, a ona musiała zapomnieć o tym jak bardzo korciło ją, aby go pocałować. Może powinna udawać, że bardzo mocno rąbnęła się w głowę i nic nie pamięta? Ta opcja nie wchodziła w grę. Już teraz był, aż nazbyt przejęty. Mogła przemyśleć wcześniej, że nie powinna do niego przychodzić.
- Nic mi nie jest, serio – próbowała mu wmówić. Tak, okłamuj go dalej, idiotko! – skarciła siebie w myślach. Nie rozumiała, czego tak naprawdę chciała. Z jednej strony pragnęła być bliżej niego, a z drugiej trzymać bezpieczny dystans. Ale kiedy tak na nią patrzył, czuła przemiłe dreszcze, które rozchodziły się po całym ciele – Twoi rodzice nie będą źli, że siedzę tutaj o tak późnej porze? – zapytała, by odwrócić uwagę od swojego stanu.
- Moich rodziców nie ma w domu. Jest tylko babcia, która nie ma nic przeciwko – zapewnił. Staruszka nie miałaby zastrzeżeń, gdyby Violetta chciała zostać u nich na zawsze. Chociaż miała już swoje lata, widziała, że Leonowi bardzo zależy na szatynce. – Może pójdę po telefon i zadzwonisz do swojej mamy? Nie powinnaś wracać do domu sama – On chętnie zaniósłby ją tam na rękach, aby być pewnym, że dotarła tam cała i zdrowa. Martwił się o nią. Był ciekawy dlaczego Violetta do niego przyszła. Nie miał jednak odwagi, aby o to spytać. Sam nie wiedział jak ma zachowywać się względem, Argentynki. Bywało, że go odpychała, a potem traktowała jakby byli przyjaciółmi i tak w kółko. Odwrócił się, miał zamiar iść po telefon lecz brązowooka chwyciła jego dłoń i pociągnęła na kanapę. Usiadł obok dziewczyny. Spojrzał na nią pytająco, cierpliwie czekając, aż coś powie.
- Nie – pokręciła głową i spuściła ją nisko, patrząc na rękę chłopaka, którą wciąż trzymała w kurczowym uścisku – Tylko nie ona – wydusiła, rozpaczliwie.
- Violetta – powiedział miękko. Chwycił jej podbródek i uniósł tak, by mogła patrzeć w jego oczy – Ufasz mi? – Przytaknęła. – Powiedz mi więc co się stało?
- Moje życie, to jedno wielkie pasmo, rozczarowań i bólu – prychnęła. Odwróciła wzrok. Puściła dłoń Leona, gdy uświadomiła sobie, że trzyma ją dłużej niż powinna – Kiedy wróciłam do domu… - przerwała na moment, aby pozbyć się guli w gardle, przez którą za chwilę znowu zaczęłaby, płakać – Zobaczyłam jak… Jak moja matka pieści się z bratem mojego taty – skrzywiła się z odrazą wspominając tamtą chwile, gdy dowiedziała się prawdy.
- Wolałabyś nadal o tym nie wiedzieć? 
- Ja… - zastanowiła się przez chwilę – Sama nie wiem. Chyba dobrze, że się o tym dowiedziałam. Bo oni kiedy odważyliby się do tego przyznać? W dniu swojego ślubu? Mimo wszystko sami powinni mi o tym powiedzieć.
- Dowiedziałaś się o tym, w najgorszy możliwy sposób – przyznał – Ale są twoją rodziną. Jestem pewien, że w końcu zrozumieją błędy, które popełnili. Musisz usiąść z nimi na spokojnie i szczerze porozmawiać. Jesteś silna, poradzisz sobie.
- Na razie nie mam ochoty na nich patrzeć – westchnęła. Szatyn objął ją ramieniem, a ona wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi – Wcale nie jestem silna – zaśmiała się smutno – Dziękuje – dodała po chwili. Odchyliła głowę i uśmiechnęła się do Meksykanina.


 Reszta wieczoru przeminęła w przyjemnej atmosferze. Babcia Verdasa, była przemiłą staruszką, poczęstowała Violette, swoimi pysznymi, domowymi wypiekami. Pałała do szatynki, wielką sympatią więc miała nadzieje, że jej wnuk się postara i sprawi, że dziewczyna kiedyś dołączy do ich rodziny. Argentynka, postanowiła, że już więcej nie będzie powracała do wspomnień, przeszłości. Chciała być blisko Leona. Miała wrażenie, że jemu również na niej zależy. Przegadali większą część nocy i dowiedzieli się o sobie więcej niż przez te wszystkie lata dzieciństwa. Nadal nie wiedziała dlaczego chłopak kiedyś tak jej dokuczał, ale miała zamiar się tego dowiedzieć się, z czystej ciekawości. Meksykanin, także nie miał łatwo w życiu. Większość lat swojej nauki, spędził w szkole z internatem, z dala od bliskich. Rodzice chcieli sami pokierować życiem syna. Oczekiwali, że wybierze tą samą drogę, co oni. Ona miała podobną sytuacje, w swoim domu.
Rozmawiali tak długo, że nawet nie zorientowała się, że zasnęła w objęciach, Leona.


Gdy się obudziła nie poczuła pod swoją głową miękkiej poduszki, tylko coś nieco twardszego. Przeniosła się do krainy morfeusza, wtulona w tors, szatyna. Do tego w jego pokoju. To było nieco zawstydzające, ale w jego obecności, czuła się coraz bardziej swobodnie. Tak jakby byli przyjaciółmi, od lat. Podparła głowę na łokciu i obserwowała jak śpi. Wyglądał tak niewinnie, tak słodko, że znowu nachodziła ją jakaś przedziwna ochota, zatopienia ust w jego wargach. Chciała dać sobie w twarz, by wyzbyć się takich myśli. Czy to normalne, że zaczynała czuć coś do chłopaka? Uśmiechnęła się pod nosem i postanowiła go obudzić.
- Leon – szepnęła mu, wprost do ucha – Już nie śpimy – złożyła na jego policzku, delikatny pocałunek. Meksykanin, w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego. Stwierdziła, że odpuści i da się wyspać, szatynowi. Zaśmiała się cicho i ostrożnie wstała z łóżka, tak, aby nie przerywać snu, Leonowi. Nieśmiało rozejrzała się po pokoju, Verdasa. Wzrok, szatynki przykuła fotografia, stojąca na biurku. Podeszła do mebla i wzięła do ręki zdjęcie. Nie rozumiała dlaczego akurat, to zdjęcie stoi oprawione w ramkę. Przedstawiało czasy, w których wraz z Meksykaninem, chodzili do jednej klasy. Od momentu wykonania fotografii, minęło już dziewięć lat więc jaki był powód, trzymania go na biurku, a nie upchniętego w albumie pod stosem innych zdjęć?
- Violetta, nie śpisz już? – Usłyszała zaspany głos, szatyna. Wzdrygnęła się, przyłapana na gorącym uczynku.
- Serio? Dlaczego akurat, to? – zapytała, nie odpowiadając na pytanie zadane przez chłopaka. Uśmiechnięta, odwróciła się w jego kierunku i wskazała na ramkę, trzymaną w dłoni.
Zaskoczony Leon, nie wiedział, co powiedzieć. Raczej nie powinien, wyznawać teraz, że to jedyne zdjęcie na którym jest ona dlatego trzyma go w miejscu, gdzie zawsze może na nie popatrzeć.
- Dziwne. Myślałam, że już dawno, dorysowałeś mi na nim rogi i wąsy – zachichotała.
- Brzmi, jakbyś ty tak, zrobiła? – uniósł kąciki ust ku górze. Podszedł do dziewczyny i chwycił fotografię, odstawiając ją na miejsce.
- Możliwe, że tak zrobiłam – wydusiła, nadal cicho się śmiejąc – Powiedz mi, Leonie. Dlaczego tak mi dokuczałeś, a jednak nie oszpeciłeś na tym zdjęciu? – spytała, z szerokim uśmiechem na ustach.
- Myślę, że nie jesteś gotowa na moją odpowiedź – rzekł, z nutką tajemniczości.
- Nie bądź taki – zrobiła minę obrażonego dziecka – Leon, a czy ty mi ufasz? – zadała mu to samo pytanie, które on zadał jej wczorajszego, wieczoru.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Pokiwała głową. – Myślisz, że cię nienawidziłem? Mylisz się, nawet nie wiesz jak bardzo... – Po chwili wahania, ułożył dłoń na policzku dziewczyny. Zatopił wzrok w jej brązowych tęczówkach. Lubił się w nie wpatrywać – Chciałem zwrócić na siebie twoją uwagę. Pokochałem cię tak mocno jak może pokochać dziewczynę, dziesięciolatek. Jeżeli mam być już całkowicie szczery… Uczucie do ciebie, nigdy nie opuściło mojego serca. Wręcz przeciwnie, z dnia na dzień, coraz bardziej rosło.


Omg. Co to za końcówka? Sama nie wiem, naprawdę :D Wgl. nie wiem co ja tutaj wstawiam. Problem w tym, że ja już chyba nie potrafię pisać. Nic mi ostatnio nie idzie. Staram się przyspieszyć zakończenie historii. Postaram się dokończyć, to co zaczęłam, ale ostatnio jest coraz gorzej. Przepraszam, że tak zaniedbuje komentowanie waszych blogów. Staram się nadrobić te zaległości. Wypalam się i tyle. Nie męczę was więcej. Zapraszam do czytania ;*





wtorek, 1 września 2015

Capitulo 12

Be strong, be strong now 
Too many, too many problems 
Don't know where she belongs
Avril Lavigne - Nobody's Home




 Violetta, energicznie pokręciła głową, aby pozbyć się widoku, którego była świadkiem. Próbowała sobie wmówić, że to coś pomoże, ale wszystko na marne. Nie hamowała łez bezsilności, które lały się po jej zaróżowionych od złości, policzkach. Słone krople, w ostatnim czasie pojawiały się częściej niż uśmiech na twarzy, szatynki. Może to z nimi powinna się teraz zaprzyjaźnić, bo tylko dzięki nim, męczący uścisk w klatce piersiowej znikał - przynajmniej na moment. Już sama nie wiedziała czy jest bardziej zła czy smutna. Te dwa uczucia balansowały pomiędzy sobą. Dlaczego nic jej nie powiedzieli? Skoro brakowało im odwagi, aby wyznać prawdę, nie musieli zaczynać romansu. Byli najbliższą rodziną dla dziewczyny, tymczasem w jednej chwili, stali się dla niej obcymi ludźmi. Zastanawiała się ile czasu, zatajali przed nią coś takiego? Dyktowali jak ma żyć, jednak jej zdanie, w ogóle ich nie obchodziło. Obawiali się, że gdy prawda wyjdzie na jaw, roztrzaska o podłogę wszystko, co będzie miała pod ręką i nigdy już nie wypowie, do nich jakiegokolwiek słowa? Owszem, pewnie byłaby zła - to nie ulegało żadnej wątpliwości. Ale prędzej czy później, zaakceptowałaby wybór mamy. Pomimo tego, że relacje z nią, nie były najlepsze, chciała żeby była szczęśliwa, nieważne, z kim. Nawet jeżeli miałby to być, Gustavo. Rodzicielka najwidoczniej chciała rozpocząć życie na nowo.  Może to w niej tkwił problem? Minęły już trzy lata, od śmierci Germana i tylko ona nie pogodziła się jeszcze z jego stratą. Nie potrafiła pokonać nawet jednego okrążenia na torze ponieważ wspomnienie tamtego dnia, wciąż do niej powracało. Retrospekcja wypadku, która męczyła ją we śnie i na jawie.
Na razie nie chciała wracać do domu. Potrzebowała czasu i miała nadzieje, że oni to uszanują. Mogliby w końcu przejrzeć na oczy i przestać dyktować własne zasady. Każdy człowiek potrzebuje swobody podejmowania własnych decyzji. Angie oraz Gustvo, nie dawali tej swobody, Violettcie. Te noc, chyba będzie musiała spędzić na ławce, w parku. Nie mogła zadzwonić do przyjaciółki. Francesca, była taka szczęśliwa. Wciąż musiała jej pomagać, a ona czuła się źle z myślą, że nigdy nie spłaci długu wdzięczności. Nie mogła zepsuć radości, Włoszce bo wybiegła z domu, bez próby podjęcia rozmowy. Ale jakby to wyglądało? Wszystko było jasne. Przecież ona, miała o niczym się nie dowiedzieć. Poza tym, znaleźliby ją tam. Lepiej jeżeli nikt nie wiedział, gdzie poszła. Pomoc, Diego, również nie wchodziła w grę. Relacja z Hiszpanem, ostatnio mocno się pokomplikowała. Raczej, nie chciałby mieć na głowie, niańczenia dawnej przyjaciółki.  Mogła zwrócić się jeszcze do jednej osoby. Czy aby na pewno była, aż tak zdesperowana? Niby wszystko z Leonem, układało się lepiej. Tylko, że Argentynce, głupio było prosić go o pomoc. Co by mu powiedziała? Hej Leon. Tak jakby uciekłam z domu. Może, mogłabym przesiedzieć, te noc w fotelu twojego ojca? Pomysł z fotelem, jako pierwszy wpadł do jej głowy. Gdyby pan Verdas, zobaczył, że taka zwyczajna dziewczyna siedzi w jego willi, wykopałby ją szybciej niż powiedziałaby – dobry wieczór. Nie znała zbyt dobrze rodziców, Meksykanina lecz ludzie z wypchanym portfelem, zazwyczaj okazywali się sztywniakami. Mieli dziwne zasady, których zawsze przestrzegali. Wiedziała, że nie powinna postrzegać tak, każdego bogatszego człowieka. Rodzice Fran -chociaż mieli w posiadaniu, wielką firmę - okazali się być, bardzo miłymi ludźmi. Żadna z opcji, nie przypadła do gustu, szatynce. Jedyne czego potrzebowała, to wsparcie oraz rozmowa z kimś, kto chciałby ją wysłuchać.



 Czuła się jak ostatnia, idiotka. Było już późno, a oni nie byli nawet przyjaciółmi. Kto by pomyślał, że kiedyś stanie przed drzwiami jego domu. Na pewno nie ona. Gdyby ktoś powiedział jej jeszcze miesiąc temu, że będzie żywiła do Leona Verdasa, inne uczucia niż nienawiść… Wyśmiałaby go i zapytała, gdzie jest ukryta kamera. Zanim zdążyła się rozmyślić, nacisnęła dzwonek. Gdy już to zrobiła, chciała uciekać, zanim właściciele domu poszczują ją psami. Wyglądała okropnie. Czerwona twarz, opuchnięte i pełne łez oczy. Zabrakło czasu, aby zdążyła odejść. Usłyszała kroki, a po chwili w otwartych drzwiach ujrzała, starszą panią. Minęło kilka sekund, zanim odważyła się odezwać.
- Dobry wieczór – odkaszlnęła, żeby pozbyć się chrypki – Jest może Leon? – zapytała, niepewnie. Była coraz bardziej przekonana, że pomyliła adresy.
- Dobry wieczór – odpowiedziała uprzejmie - Tak, zaraz zawołam, wnuka – poinformowała, ciepłym głosem – Dziecino, co ci się stało? – staruszka podeszła do Argentynki, aby ją przytulić.
Zaskoczona dziewczyna, oddała uścisk. Staruszka, była opiekuńcza jak każda babcia. Pachniała różanymi perfumami. Violetta w ramionach kobiety, poczuła spokój.
- Nic, naprawdę. Wszystko jest w porządku  – skłamała. Sztukę zatajania jak jest naprawdę, opanowała do perfekcji. Zawsze tak odpowiadała. Nie chciała, żeby ktoś się o nią zamartwiał – Coś mi wpadło do oka.
Starsza pani, zmierzyła ją wzrokiem. Wyglądało na to, że nie uwierzyła w kłamstwo. Jednak nie odezwała się słowem. Castillo, odetchnęła z ulgą, że nie drążyła tematu, chcąc za wszelką cenę, dowiedzieć się prawdy.
- Proszę, wejdź do środka, Violu. Zaraz zawołam, Leona.
- Pani wie jak mam na imię? – zdziwiona, zmarszczyła brwi. Nigdy wcześniej, nie spotkała babci, Leona. Pamiętałaby. Skąd więc wiedziała?
- Oczywiście. Mój wnuczek, często o tobie opowiada – uśmiechnęła się – Bardzo się cieszę, że nareszcie mu się udało.
- Poważnie? – Ku zaskoczeniu brązowookiej, to było dla niej miłe. Nie rozumiała jednak ostatniego zdania, wypowiedzianego przez kobietę – Co mu się udało?
- Jak to co? Zdobyć twoje serce, kochanie – klasnęła w dłonie, niczym szczęśliwa nastolatka.
- Co?! – obruszyła się. Ona i Leon? O czymś takim, nigdy by nie pomyślała. Ich przyjaźń rozwijała się w ślimaczym tempie. Nie znała się na miłości, ale Verdas, nigdy nie mógłby obdarować jej tym uczuciem. Francesca, uważała, że jest ślepa i tego nie widzi. Tylko, co powinna zobaczyć? Przecież to było niedorzeczne. Leon, na pewno nie był w niej zakochany. – My… Nie jesteśmy razem – odparła, zmieszana.
- Powiedziałam serce? Musiało mi się coś pomylić. Nie słuchaj starej gaduły – zaśmiała się nerwowo – Chyba zostawiłam wodę na gazie – zmyśliła na poczekaniu. Miała za długi język. Jeżeli Leon się dowie, że coś wypaplała, będzie zły – Wejdźmy do środka – wskazała ręką na otwarte drzwi.
- Poczekam tutaj, dziękuje – uśmiechnęła się blado.
- Dobrze, dobrze – kiwnęła głową – Leon, zaraz przyjdzie – wycofała się jak najszybciej. Miała nadzieje, że szatynka nic nie powie jej wnukowi.


 Obecność, starszej pani odwróciła na moment, powód dla którego tutaj przyszła. Kiedy poszła, powrócił do niej cały ból. Nie chciała już płakać. Argentynce, zdawało się, że ostatnie krople, wreszcie opuszczają zmęczone oczy. Nie musiała długo czekać na przyjście, szatyna. Po dwóch minutach, stał dokładnie w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą stała jego babcia.
- Violetta – wypowiedział z czułością – Myślałem, że babcia, zmyśla – uśmiechnął się smutno, widząc w jakim stanie jest dziewczyna, którą kocha.
- Leon – pociągnęła nosem. Rzuciła się w jego objęcia. Poczuła niebywałą ulgę. Wdychała kojący zapach jego perfum. Jego ręce oplotły ją w tali, powodując, że przylgnęła do niego jeszcze bliżej. Od jego ciała, biło niesamowite ciepło. Sama, nie rozumiała tego jak działał na nią, Verdas. Kiedy poczuła jego gorący oddech, tuż przy uchu, serce zabiło w szaleńczym tempie. Odsunęła się minimalnie, od szatyna. To spowodowało, że ich twarze były bardzo blisko siebie. Zatopiła wzrok w jego zielonych tęczówkach. Pierwszy raz dotarło do niej jakie są piękne.



Będzie beso? Ja wiem, ale nie mogę powiedzieć. Leon, ma przerąbane. Tylko Violetta, nie widzi, że mu się podoba :D Nawet przyjemnie mi się pisało, aż dziwne. W tamtym tygodniu nie było rozdziału, więc może w tym uda mi się dodać, jeszcze jeden :D Dziękuje za wszystkie komentarze :* Każdy jest dla mnie ogromną motywacją ♥ Opinię pozostawiam wam, kochani <3 Ja chyba nigdy nie będę zadowolona z siebie xD

W rozdziale, mogą pojawić się błędy.