niedziela, 17 maja 2015

Capitulo 3

Przyjaźń jest najszlachetniejszym uczuciem, do którego zdolne jest ludzkie serce.



 Przyjaźń.

Jedna z naczelnych wartości w życiu, każdego człowieka.

Przyjaciel, on jest przy Tobie w złych i dobrych chwilach.
Kiedy wylewasz słone łzy smutku, cierpi wraz z Tobą.
Gdy śmiejesz się z błahostek, śmieje się razem z Tobą.
Pomocna dłoń, na którą zawsze możesz liczyć.

W dzisiejszych czasach, na naszej drodze napotykamy wiele ludzi, którzy nas zawodzą. Odnalezienie szczerej przyjaźni, która nigdy nas nie zawiedzie, jest jak poszukiwanie skarbu. Mapę na której wskazana jest droga, często odczytujemy niewłaściwie.

Wielkie szczęście mają Ci, którzy odnaleźli prawdziwego przyjaciela.



 Weszła do małej kawiarenki, w której panował zawsze, ten niezmiennie, kojący spokój. Do nozdrzy dochodził słodki zapach ciasta, połączony z wonią kawy. W pomieszczeniu cicho grała muzyka, a  w kącie przy stoliku, słyszalna była przyciszona rozmowa, dwójki zakochanych. Kiedyś w każde niedzielne popołudnie, przychodziła tutaj wraz z tatą, oraz mamą. Spędzali tutaj wspólnie, wspaniały czas. Po wypadku, rodzicielka dziewczyny, unikała wszystkiego, co przypominało o zmarłym mężu.
O tej porze nie było wielkiego ruchu, więc była to idealna okazja, aby przyjaciółka znalazła dla niej wolną chwile. Potrzebowała rozmowy z kimś bliskim, a Włoszka była jedyną osobą, na którą mogła teraz liczyć. Ich przyjaźń trwała już kilka lat. Francesca tak naprawdę jako jedyna wiedziała, co szatynka przeżywała po stracie ojca. Nigdy nie bała powiedzieć się jej tego, co czuje w środku. Poznały się na tyle dobrze, że dziewczyna zawsze odgadywała, kiedy Violetta starała się ukryć, pod uśmiechem, swój smutek. Potrafiła wyciągnąć ją z największego dołka. Nie wyobrażała sobie życia, bez wesołej Włoszki, na której zawsze mogła polegać. Wiedziała, iż ona, nigdy jej nie zawiedzie. Akceptowała ją taką, jaką była. Nie musiała przy niej udawać nikogo innego. Mogły liczyć na swoją pomoc, w każdej sytuacji. Obie miały w sobie jakieś wady, ale nie zważały na nie, w końcu na świecie nie ma, idealnych ludzi.
Violetta usiadła przy jednym z wolnych stolików. Rozglądała się w poszukiwaniu swojej najlepszej przyjaciółki. Nie trudno było ją przeoczyć, ponieważ wyróżniała się na tle klientów, za sprawą tego, że tutaj pracowała. Szatynka nie rozumiała, dlaczego Włoszka uparła się na pracę wakacyjną. Rodzice dziewczyny, gdyby chcieli mogliby kupić cały uniwersytet. Ich fortuna pozwalała na spełnienie, niemalże każdej zachcianki. Wychowywanie się w takim otoczeniu, na szczęście nie rozpieściło Cauviglii. Była uparta i dążyła do tego, by dojść do czegoś, bez niczyjej pomocy. Postawa koleżanki, budziła podziw.
- Vils. Co się stało? Kolejna kłótnia? – Usłyszała przepełniony troską głos.
Nie musiała nic mówić. Jedno spojrzenie Fran, wystarczyło, aby mogła wyczytać z twarzy Violetty wszystkie, drzemiące w niej emocje. Smutek, złość, frustracje, bezsilność.
Przyjaciółka usiadła na wolnym miejscu, obok niej.
- Przepraszam, że przeszkadzam Ci w pracy, ale nie mogłam wytrzymać w domu. Musiałam, wyjść, a to miejsce jest jednym, w którym czuje się dobrze. Tylko, żeby nie zakazali mi wstępu, także tutaj. – głośno westchnęła. – Tak w ogóle, to kto skonstruował mózg mężczyzny? Niedługo szlak mnie trafi, przez nich wszystkich. – zacisnęła pięści zdenerwowana. Żałowała, że nie ma w pobliżu niczego, albo nikogo, na kim mogłaby wyładować swoją złość. Szkoda, że nie natknęła się na Verdasa. Chętnie usunęła by pięścią, ten cwaniacki uśmieszek, z jego twarzy. Chociaż ludzie mieliby, niezły ubaw gdyby rzuciła się na Leona. To wyglądałoby jakby wściekły kurczak, chciał mierzyć się z lisem.
- Jak mogłaś tak pomyśleć? Martwię się o Ciebie. – objęła przyjaciółkę ramieniem i przytuliła do siebie. – Violu, co to byłby wtedy za świat? My kobiety, umarłybyśmy z nudów. – uśmiechnęła się, aby pokrzepić koleżankę. – Kto tak popsuł Ci humor? Jest, aby na pewno gotowy, na gniew Fran?
- Może masz racje, ale ja chyba wolę się już nudzić… Tym razem nie chodzi tylko o wujka. Jest jeszcze Diego i Leon. – skrzywiła się wymawiając imię, tego ostatniego.
- Diego, co zrobił? Pożałuje i… Czekaj! Powiedziałaś Leon? Ten Leon? Leon Verdas? – zapytała, zdaniem Violetty, aż nazbyt entuzjastycznie.
- Trochę mnie zawiódł, ale widzę, że Verdas bardziej Cię interesuje. Zachowujesz się jakby, przyjechał jakiś król. – zaśmiała się cicho i pokręciła głową niedowierzająco.
- Zawsze chciałam poznać tego amanta, który tak zabiegał o Twoje względy. – puściła oczko do przyjaciółki.
- Co?! – wytrzeszczyła oczy, zaskoczona słowami Francesci. – Swoimi żartami niszczył mi życie, gdzie w takiej postawie zaloty?
- Violu, Violu, Violu. Widzę, że jeszcze wiele muszę Cię nauczyć. Nigdy nie słyszałaś o tak zwanych, krowich zalotach? – uniosła pytająco brwi.
- Fran, jak już, to końskich. – wybuchła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
- Violuś, dlaczego się ze mnie śmiejesz? Ja tutaj z pełną powagą, próbuje Ci przekazać, o dziwnym sposobie chłopców, zabiegania o względy dziewczyny.
- Francesca! – usłyszały podniesiony głos właściciela. – Nie płacę Ci, za plotkowanie.
- Tak jest szefie! – zasalutowała i podnosiła się z krzesła. – Wybacz Violu, mój szef to burak. – zachichotała.
- Rozumiem i dziękuje, napisz do mnie jak skończysz. – posłała Włoszce szczery uśmiech.



 Po wyjściu z kawiarni, zdecydowała się iść, po prostu przed siebie. Czasami było jej naprawdę ciężko, ale starała się nie poddawać. Życie to nieustająca walka, a tylko Ty decydujesz, czy wyjdziesz z niej zwycięsko. Przeciwności pojawiają się po to, aby je przezwyciężyć. Zdobyć siły, do dalszej drogi. Krótka rozmowa, z Fran poprawiła humor Castillo. Za to właśnie ją kochała, kilka słów z ust przyjaciółki, potrafiło dodać odrobinę otuchy.
Dotąd spuszczony wzrok, uniosła. Szybko tego pożałowała, bo ujrzała osobę, której teraz nie chciała widzieć. Po prostu musiała odpocząć, od płci przeciwnej. Przyspieszyła tempo kroku, ale było już za późno. Zauważył ją.
- Violetta! Violetta! Poczekaj! – krzyczał za nią.
- Spadaj! – odkrzyknęła. Poczuła na swoim nadgarstku, jego dłoń. Nie udało się, dogonił ją.
- Wysłuchaj mnie, daj mi chociaż pięć minut. – błagał.
- Diego… Naprawdę nie mam na to teraz ochoty. – odparła zrezygnowana. – Wiem, że pewnie chcesz mnie przeprosić, tłumaczyć się, ale Diego ja… Ja nie mam na to siły. Czasami to wszystko mnie przerasta. Rodzina nie chce mi zaufać, a teraz Ty. Gustavo, pewnie nieźle zapłacił Ci, za niańczenie mnie? – skrzyżowała ręce na piersi.
- Violetta, to nie tak. Wszyscy chcemy, żebyś była bezpieczna. Nie pomyślałaś, że cholernie się boje? Boje się, że pewnego dnia mogę Cię stracić.
Szatynka popatrzyła głęboko w oczy przyjaciela. Widziała w nich, chcące wypłynąć na powierzchnię, łzy. Czy, aż tak się o nią bał? Teraz czuła się źle, że doprowadziła go do takiego stanu.
- Diego, przecież to niedorzeczne. – uśmiechnęła się smutno. - Nic przecież mi się nie stanie. Chcesz, żebym była szczęśliwa? Zaufaj mi, tylko o to Cię proszę.
- Dobrze. Postaram się okiełznać, moją nadopiekuńczość. – uniósł kąciki ust ku górze i rozłożył ramiona, zachęcając dziewczynę do gestu, który zakończy ich nieporozumienie.
- Mam nadzieje, iż się postarasz. – powiedziała, a po chwili była już w ciepłym uścisku, przyjaciela. Poczuła jak jej stopy odrywają się od podłoża. Chłopak podniósł ją i okręcił.
- Postaw mnie na ziemię, głupku. – zaśmiała się i delikatnie walnęła go w ramię. Po chwili stała już na stabilnym gruncie.
- Nie gniewasz się już na mnie? – pochylił się. Skradł buziaka na jej rozgrzanym policzku.
- Na mojego najlepszego przyjaciela? Nigd… - urwała. Jej puls przyśpieszył, los zdecydowanie, nie był po jej stronie. Kilkanaście kroków od nich, stał Leon. Przypatrywał się im z dziwnym wyrazem twarzy. Wyglądał jakby był, zazdrosny? Violetta, zastanawiała się czy to, w ogóle było możliwe. Budził we wnętrzu dziewczyny dziwne uczucia. Zawsze starała się być opanowana, ale on… Na jego widok, ciało opanowała wściekłość. Miała ochotę podejść do niego i mu wygarnąć. Oskarżyć o prześladowanie, ale przecież te zarzuty były bezpodstawne. Może dążył do tego, żeby ją sprowokować? Wzięła głęboki oddech, pociągnęła Diego za rękę i odeszła stamtąd jak najprędzej, by emocje, które nią targały, nie wypłynęły na zewnątrz.



Haloo? Jest tu, ktoś jeszcze? Długo mnie nie było, ale teraz tak jakby, wracam? :D Ostani rozdział był 17 kwietnia, dziś jest 17 maja. Śmiesznie się złożyło xD Bardzo dziękuje, za komentarze pod poprzednim rozdziałem ;* Rozdział, wyszedł jak wyszedł. Chyba najdłuższy jaki kiedykolwiek, napisałam xD Opinię pozostawiam wam moi drodzy :D Jeżeli jest coś nie tak, po prostu powiedzcie xD Moja długa nieobecność, niekoniecznie dobrze na mnie wpłynęła :D Mam trochę zaległości, ale postaram się w najbliższym czasie, nadrobić czytanie i komentowanie waszych blogów :D Odwiedzę też te, których linki znajdują się, w zakładce : Zaproś do siebie ;) To chyba tyle, dziękuje za uwagę ;*