niedziela, 15 lutego 2015

Epílogo.

„Mapę naszych spojrzeń narysujmy na dzienniku pokładowym naszego życia permanentnym tuszem łez. Drogę niech tworzą nasze myśli, marzenia niech staną się szumem morza. Wszystkie trudności i słabości oznaczmy jako mielizny, na których zatrzymał się nasz statek. Uśmiechy zamknijmy w gwiazdach. Niewypowiedziane słowa niech będą jak promienie słońca. Łapmy wiatr w żagle, łódź doświadczeń doprowadzi niegdysiejszych rozbitków przeszłości do wspólnego, upragnionego celu.”



Dedykacja dla wszystkich czytelników ♥
Kocham Was ♥


Kilka miesięcy później

Jeszcze jakiś czas temu, była przekonana, że życie nigdy nie odmieni kierunku w którym zmierzało. Droga, którą obrała była niewłaściwa i zmierzała do jeszcze większego cierpienia. Czasami budziła się z bólem, którego nie mogła znieść. Świadomość, że nie ujrzy swojej mamy wciąż dostarczała nowych ran. Były momenty w których życie wydawało się kompletnie bez sensu. Violette dopadały wtedy myśli, których teraz żałowała. Chciała, aby jej egzystencja jak najszybciej się zakończyła, ponieważ nie musiała by znosić pustki, której nic nie mogło wypełnić. Istnienie bez osoby najbliższej sercu, wydawało się piekłem. Była jeszcze taka młoda, a już musiała się uporać ze stratą mamy. Znienawidziła wszystko co przypominało jej kobietę, której więcej nie zobaczy. Utraciła wiarę i obwiniała cały świat za przyczynienie się do śmierci Marii. Odgrodziła się grubym murem od osób, które nadal były obok, gotowe w każdej chwili podać pomocną dłoń. Popełniła wiele błędów, których teraz żałuje. Decyzje, które podejmowała nie były właściwe. Człowiek, jednak uczy się na swoich potknięciach życiowych. Dzięki nim, uczymy się jak mamy żyć, aby nie dopuszczać do powrotu bólu. Każde cierpienie, ma swoją ukrytą głębię, trzeba tylko dążyć do tego, by ją odkryć. Violetta nie spodziewała się, że jej egzystencja odmieni się tak diametralnie. Szramy na sercu zabliźniły się. Szarość świata zastąpiły wszystkie barwy palety koloru. Mrok odszedł, zastąpiło go jasne światło, które przyniosło szczęście. Miłość, która zawładnęła sercem dziewczyny, również miała duży wpływ na ponowne dostrzeżenie piękna, otaczającego świata. Odnalazła nową siłę, która ponownie natchnęła ją do dalszego życia. Wiara, powróciła. Pozwoliła dostrzec szatynce, że mama tak naprawdę nigdy jej nie opuściła. Gdy śpiewała czuła obecność rodzicielki. Potrafiła dostrzec cechy kobiety w bliskich, którzy ją otaczali. Wydawało jej się, że egzystencja w końcu zmierza we właściwą stronę. Droga, którą teraz kroczy doprowadzi ją do pełni szczęścia. Po drodze na pewno napotka wiele przeszkód, ale teraz wiedziała, że zdoła się jakoś z nimi uporać. Wystarczy stawić im czoło. Istnienie ludzkie nigdy nie będzie usłane różami bez kolców. Kolce zawsze będą symbolizowały ból i nigdy nie znikną z pięknego kwiatu. Tak jak cierpienie, którego nikt nie jest w stanie wymazać ze swojej ziemskiej wędrówki. Myślała, że los nigdy nie postawi na jej drodze osoby, która wskaże właściwą ścieżkę. Myliła się. W istnieniu szatynki ponownie pojawił się Leon. To on był Aniołem Stróżem, który otworzył oczy Violetty na to jak powinno wyglądać życie. Kiedy byli małymi dziećmi, był najlepszym przyjacielem dziewczyny. Teraz stał się kimś więcej. Cieszyła się jak głupia, gdy mogła nazywać go swoim chłopakiem. Czuła jakby ta miłość była na całe życie. Miała nadzieje, że ich uczucie jest silne i pokona każdą przeszkodę. Postanowiła, że nigdy nie dopuści do odrzucenia prawdziwych uczuć. Teraz życie układało się idealnie. Zamierzała spełniać swoje marzenia. Powróciła do tworzenia muzyki oraz śpiewania. Zdała egzamin i teraz oficjalnie została uczennicą Studia. Czuła, że scena to jej miejsce na ziemi. Kiedy przychodziło niechciane zwątpienie we własne możliwości, Leon zawsze był przy niej. Gdy łapał ją za rękę, wszystkie obawy mijały. Codziennie mogła widywać się ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami. Pogodziła się z Francescą. Pomogła przyjaciółce odnaleźć dawną osobowość, która wciąż kryła się we wnętrzu Włoszki. Odrzuciły to co działo się w przeszłości. Ona, Camila i Francesca, znowu stały się nierozłączne.
Violetta wyciągnęła cenne lekcje, ze wszystkiego co zdążyło się wydarzyć, w jej jeszcze młodym wieku. Najważniejsze, aby w życiu kierować się sercem. Nie należy ignorować tego, co chce nam przekazać. Ono jest najlepszym drogowskazem.


Czytałeś, lecz nie komentowałeś? Teraz jest idealna okazja, aby się ujawnić. Wystarczy kropka, przecinek, cokolwiek ;)
Tak oto dobiegamy do końca podróży, z moją historią. Uwielbiam ten cytat na samej górze, może wam także się spodoba? ;) Szczerze mówiąc miało być więcej rozdziałów, ale podjęłam decyzje, że na piętnastce zakończę pisanie. Miało być więcej, ale nie będzie ;) Epilog, wyszedł jak wyszedł, ale chyba lepszego nie napiszę. Mam nadzieje, że was nie zanudziłam. Ktoś jest ciekawy, czy będę pisała coś nowego? Nie jestem pewna, lecz napiszę jaka jest przyszłość mojego bloga.
Aprendi a decir adiós
Na razie nie przewiduje zaczynać niczego nowego. Kończą mi się ferie i muszę w pełni poświęcić się nauce. Może postanowię wrócić. Za miesiąc, dwa… Może krócej, albo wcale? Nie jestem w stanie tego określić ;) Już od października mam pewien pomysł na nowe opowiadanie, ale nie wiem czy go zrealizuje. Dotyczy dorosłego życia bohaterów serialu, a wiem, że teraz jest wiele takich blogów ;) Mam jednak cichą nadzieje, że nie zapomnicie o moim blogu i gdybym się pojawiła ponownie, to nadal chcielibyście czytać moje wypociny ;*
Moja przygoda z pisaniem rozpoczęła się cztery lata temu. Na początku pisałam jakieś głupoty w specjalnie przeznaczonym do tego zeszycie, potem były opowiadania na podstawie serialu Pamietniki Wampirów, a później zaczęłam pisać o Violettcie. Pisanie stało się moim uzależnieniem, więc nie wiem ile bez tego wytrzymam ;) Ale kogo wgl. to obchodzi? *.* Piszę jakieś głupoty.
Pierwszy raz udało mi się zakończyć opowiadanie, które zaczęłam. Cieszę się z tego powodu, ale nie dokonałabym tego bez was ;* Dziękuje kochani Wasze słowa bardzo dużo dla mnie znaczą ;* Dziękuje wszystkim, bez wyjątków. Tym, którzy byli, ale zniknęli. Tym, którzy są tutaj nadal ze mną ;* Każde miłe słowo, ogromnie mnie motywowało ;* Myślę, że uda mi się wymienić każdego kto się tutaj pojawił. Kolejność wymieniania przypadkowa ;*
Ogromnie dziękuje :  Anastasia Grey, Katie, Rox xy, Katy, Kylie, Nathalia Comello, ginny wesley, Madzia Vilovers, Sydney, Martina Comello, Grace Swifties, Lena M, SUPERCREATIVA, Viki Verdas, Aleksandra Bielecka, Pa Ti, Amelia Verdas, Martyna Wierzchowska, Andżela Verdas, Gabi Verdas, magda biernacka, Komar Komarek, TheKuka 15, Carolina Verdas, Ally i każdemu anonimowi ;*


Wasze blogi, oczywiście, nadal będę czytała ;* Może nie zawsze przybędę na czas, ale postaram się pozostawiać swoje komentarze ;* 
Na tą chwile, żegnajcie ♥

Całuje,
Wasza Rechel ;*

piątek, 13 lutego 2015

Capitulo 15.

"Niestety, każda z przyczyn wydawała się bez sensu. Tak jakby prawda chciała mi zajrzeć prosto w oczy, a mnie brakowało odwagi, żeby to spojrzenie odwzajemnić."



W uszach, ciągle rozbrzmiewał dźwięk jego głosu, który był dla obolałego serca, uśmierzeniem cierpienia. To niemożliwe, aby to był On. Wmawiała sobie, że to wyobraźnia płatała jej figle, ponieważ nie chciała opuszczać Buenos Aires. Zignorowała krzyk, który musiał być tylko omamem słuchowym. Ruszyła dalej, aby nie porzucić swojego postanowienia o wyjeździe.
- Violetta!
Rozpaczliwy krzyk, jakby nalegający, aby się zatrzymała, usłyszała ponownie. Czy jej pragnienia o jego pojawieniu się tutaj, były tak silne, że oszalała?
- Violetta! – usłyszała ponownie.
Zamarła. Miała wrażenie, że osoba wypowiadająca jej imię, jest coraz bliżej. Dziewczynie zrobiło się słabo. Stanęła z boku, aby śpieszący się ludzie jej nie stratowali. Zakryła uszy dłońmi i mocno zacisnęła powieki. Łapczywie wdychała powietrze. Traciła kontrole nad swoim ciałem. Zaczęła kołysać się w przód i w tył, aby tętno się uspokoiło.
- Violetta – wypowiedział imię szatynki ze zmartwieniem.
Na ramionach poczuła ciepły dotyk jego dłoni. Otworzyła niepewnie oczy i ujrzała przystojną twarz szatyna.
- Wynoś się z mojej głowy! – wyjąkała zrozpaczona. Była przerażona tym co się z nią dzieje. Nie chciała, żeby ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę i wysłali w kaftanie do szpitala. – Przecież… Nie, nie może cię  tutaj być… Tak, zwariowałam – oznajmiła przerażona i wybuchła płaczem.
- Jestem tutaj, jestem – powtarzał zatroskany. Leon zbliżył się do dziewczyny i zamknął ją w szczelnym uścisku swoich ramion. – Myślałaś, że pozwolę ci odejść? – spytał i zaczął gładzić szatynkę po włosach, by choć trochę się uspokoiła. – Jesteś dla mnie zbyt ważna i jeżeli chcesz, bym był szczęśliwy, musisz tutaj zostać – złożył czuły pocałunek na jej czole.
- To… To zbyt piękne, aby mogło być prawdą – uniosła lekko głowę, aby patrzeć w zielone oczy chłopka.
- Co muszę zrobić, żebyś uwierzyła? – uśmiechnął się smutno. Otarł kciukiem łzy płynące z oczu Violetty.
Zadrżała pod wpływem dotyku Meksykanina. Wpatrywała się w niego oczarowana.
- Naprawdę tutaj jesteś? Ja… Ja nie zasługuje na to. Nie zasługuje na ciebie – spuściła głowę smutna.
- Proszę, nie mów tak. Niepotrzebnie się tak uniosłem. Wybacz mi – chwycił jej podbródek i uniósł twarz dziewczyny, tak by brązowe tęczówki patrzyły na niego. – Nie mogę znowu cię stracić. Jesteś dla mnie bardzo ważna i nie zniósłbym tego kolejny raz. Zostaniesz w Buenos Aires? – spytał z nadzieją.
- Leon, ja… Już podjęłam decyzje – odpowiedziała i wyswobodziła się z jego ramion. – Żegnaj… - wydusiła. Chłopak złapał jej nadgarstek, aby nie odchodziła. Szatynka uwolniła się z jego uścisku i skierowała we wcześniej obranym kierunku. Tylko, czy nie zrani go bardziej, gdy odejdzie? Odwróciła się. Popatrzyła na Leona. Nie ruszył się z miejsca, stał smutny ze spuszczoną głową. Miała kierować się głosem serca, a zupełnie go zignorowała. Nie mogła zostawić Verdasa. Nie chciała więcej widzieć jego cierpienia. Potrząsnęła głową. Puściła się biegiem. Zatrzymała się dopiero w objęciach chłopaka. Przylgnęła do niego całym ciałem.  Słuchała głośno bijącego serca Meksykanina. Odsunęła się odrobinę. Ujęła twarz chłopaka w dłonie.
 - Leon, już nigdy cię nie zostawię. Prawda jest taka, że nie umiem już żyć bez ciebie – uniosła kąciki ust ku górze. Była zaskoczona własną szczerością. Nie ugryzła się w porę w język, aby zatrzymać słowa, które cisnęły się do ust.
- Tak, więc zostajesz? – spytał dla pewności.
Violetta pokiwała energicznie głową. Szczęśliwy chłopak objął ją w tali i podniósł do góry, okręcił się wraz z nią wokół własnej osi.
- Leon – pisnęła, a po chwili zaśmiała się rozradowana. Gdy, ponownie stanęła na swoich nogach odsunęła się trochę od chłopaka, bo czuła, że jest niebezpiecznie blisko niej.
- Kobieto, ale żeby mnie tak straszyć? Chcesz, abym zszedł tutaj na zawał? – zażartował.
- Oczywiście, że nie. Nie wiedziałam, że aż tak ci zależy – odparła, uciekając przed nim wzrokiem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo – odgarnął niesforny kosmyk z jej twarzy, ponownie się do niej przybliżając. Po ciele szatynki przebiegł przyjemny dreszcz.
- Emm, Leon. Naruszasz moją przestrzeń, nie pchaj się tak bo mi gorąco – powiedziała speszona.
- Nie wiedziałem, wybacz – zaśmiał się. – Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Nie ma, więc powodu, abyś czuła się nieswojo, kiedy jestem tak blisko. Chyba, że…
- Chyba, że co? – spytała z ciekawością.
- Chyba, że czujesz do mnie coś więcej.
- Jaa, jaa. – wyjąkała zdenerwowana.
Czy, to było aż tak widoczne? Chciała to ukryć. Miała dosyć zatajania prawdy, ale co jeśli chłopak ją wyśmieje? Jeżeli nie czuje tego samego? Nie mogła powiedzieć, że jest w nim zakochana. To niedorzeczne, bo nie mogła poczuć czegoś do chłopaka z którym była jej przyjaciółka. Nie mogła skrzywdzić Fran, nawet jeżeli nie są sobie tak bliskie, jak kiedyś.
- Nagle zamilkłaś – powiedział.
Był coraz bliżej. Utkwiła wzrok w jego ustach, przypatrywała się im z pożądaniem. Czy mogła na chwile o wszystkim zapomnieć i zasmakować pocałunku, którego tak bardzo pragnęła? Szatyn pochylił się niepewnie nad szatynką i musnął delikatnie jej usta. To było jednak dla niej za mało. Dziewczyna przesunęła dłonią po włosach Leona, aby przyciągnąć go jak najbliżej. Ich wargi złączyły się w jedność. Drugi pocałunek był bardziej namiętny. Chcieli w nim przekazać jak wielkie jest uczucie, którym siebie obdarzyli. Gdy się odsunęli, ich oczy się spotkały. Nie były potrzebne żadne słowa. Kiedy, panienka Castillo uświadomiła sobie co zrobili, jej twarz oblał rumieniec. Musiała jednak przerwać tą wyjątkową chwile.
- Ll, Leon. My nie możemy – złapała się za głowę, zdając sobie sprawę, z beznadziejności sytuacji. – Fran… Nie mogę jej tego zrobić – zrobiła krok w tył, aby oddalić się od Meksykanina na bezpieczną odległość.
- Violu, przecież nie mamy wpływu na to, kogo darzymy uczuciem – złapał dłoń szatynki i splótł ich palce razem.
- Najlepiej będzie, kiedy zostaniemy tylko przyjaciółmi – zabrała swoją rękę. – Zapomnijmy o tym co się stało.
- Violetta, ale ja cię k…
- Nie – przerwała mu. – Proszę, nie kończ – oznajmiła wbrew sobie.
- Dobrze, jak chcesz. Tyle, że ja nie poddam się tak łatwo – uśmiechnął się pod nosem.

***

Oboje szli w przyjemnej ciszy. Violetta odpłynęła do krainy swoich myśli. Na jej usta sam cisnął się uśmiech, kiedy przywoływała w umyśle wspomnienie dotyku warg Leona. Sama nie mogła określić, jak wtedy się czuła. Po raz pierwszy od śmierci mamy, była naprawdę szczęśliwa. Nie chciała odpychać od siebie chłopaka, ale nie chciała również skrzywdzić dawnej przyjaciółki. Podczas ich ostatniej rozmowy w końcu dostrzegła, że Fran może się zmienić, tylko musi jej w tym trochę pomóc. Pragnęła usłyszeć od Leona, że ją kocha, lecz wiedziała, że wtedy trudniej byłoby trzymać się na dystans. Spojrzała na niego kątem oka i znowu poczuła w sercu to przyjemne uczucie. Musiała się przyznać przed samą sobą, że nieodwracalnie zakochała się w nim. Myślała tylko o tym, że znowu chciałaby być blisko niego. Poczuć słodki smak jego miękkich ust.
- Zamyśliłaś się księżniczko – powiedział czule. Złapał jej dłoń, zamykając w uścisku swojej.
- Leon – wyjąkała. Było ciężko, a on bardziej utrudniał, by hamowała chęć dotykania go. – Przyjaciele nie trzymają się za ręce.
- Skąd wiesz? Nawet jeśli, to przecież nic do mnie nie czujesz i nie powinnaś się krępować takich gestów, ze strony wyłącznie, przyjaciela – oznajmił chytrze. Ukazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
Wywróciła oczami. Nie mogła się złamać, a miała ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że cholernie jest w nim zakochana.
- Jesteśmy.
Znowu znalazła się w tym wyjątkowym miejscu. Tutaj mogła poczuć, że na świecie jest wyłącznie ona, szatyn i rozkoszna cisza, która koiła każdą niepewność.
- Skąd możesz wiedzieć co czuje? – skrzyżowała ręce na piersi. Popatrzyła na iskrzące się w świetle słońca, jezioro.
- Szczerze mówiąc, to nie wiem. Wiem co ja czuję, tylko niegrzecznie mi przerwałaś, gdy chciałem to powiedzieć. Violetta, czuję coś do ciebie i to nie są wyłącznie uczucia, którymi darzy się przyjaciółkę.
- Leon…
- Nie przerywaj mi, proszę. Prawda jest taka, że kocham cię Violetta. – Popatrzyła na niego zaskoczona. Wypowiedział słowa, mające nieprawdopodobną moc. – Dobrze słyszałaś – uśmiechnął się szeroko. – Kocham Violette Castillo! – wykrzyczał.
- Ciii – przytknęła palec do swoich ust. – Ktoś Cię usłyszy – rozglądała się gorączkowo.
- Za cicho? Mogę głośniej. Kocham Violette Castillo!
Z ust szatynki wydobył się perlisty śmiech. Wariat – pomyślała. Rzuciła się na niego z impetem, aby zatkać usta chłopaka swoją dłonią. Nie wyszło jednak tak jak chciała. Oboje runęli na trawę. Całą twarz Violetty oblał rumieniec, bo teraz leżała na ciele chłopaka.
- Pp, przepraszam – jęknęła zawstydzona. Chciała się jakoś podnieść, ale szatyn uniemożliwił jej to.
- Nie wywiniesz się teraz tak łatwo – zaśmiał się wesoło.
Chłopak przekręcił szatynkę, tak, aby leżała na trawie. Objął twarz dziewczyny w dłonie i przybliżył się. Ponownie tego dnia złożył na ustach Violetty gorący pocałunek, który odwzajemniła.
- Kocham Cię – wyszeptała wprost do jego ust.



Rozdział tworzony w towarzystwie piosenki Love Me Like Do. Wkręciła mi się ta piosenka i nie mogę przestać jej słuchać *.* Trzy pocałunki w jednym rozdziale, zaszalałam xd 
Dziękuje za wszystkie komentarze. Dają mi siłę i przynoszą wenę ;* 
Mam dobry humor, więc dzisiaj nie krytykuje "tego czegoś" powyżej ;) 
Buziaki,
Wasza Rachel ;*



wtorek, 10 lutego 2015

Capitulo 14.

Życie to nie bajka...
A wielka miłość trafia nam się tylko raz ...
I jeśli ją przy sobie masz, nie strać tego, przez głupi strach.


Opuściła gabinet dyrektora Studia. Zrezygnowała z dalszego obserwowania zajęć. Jutro wyjeżdża. Rozdział w Buenos Aires, oficjalnie zostanie zakończony. Miała wątpliwości co do podjętej decyzji. Żałowała, że życie nie jest jak książka, w której mogłaby prześledzić dalsze strony historii swojego istnienia. Wtedy mogłaby sprawdzić, że wybrała najlepsze wyjście. Egzystencja ludzka, jednak jest nieprzewidywalna, a człowiek nie może przekonać się czy zadecydował słusznie. Ona jedynie mogła czekać na konsekwencje, jakie przyniesie jej postanowienie. Ciężko będzie jej zostawić rodzinne miasto. Przemknęła szybko do wyjścia, aby przypadkiem nie natknąć się na Leona. Przecież obiecała mu, że więcej nie będzie musiał na nią patrzeć. List miał być ostatnią oznaką, tego, że w ogóle żyje na tym świecie.
- Castillo – w drzwiach stanęła nagle kruczoczarna dziewczyna.
- Fran… - westchnęła cichutko i przekręciła oczami. – Czego chcesz? Wiesz, śpieszę się.
- Ty! – wskazała palcem na szatynkę. – Musiałaś znowu wpakować się w nasze życie, a było tak idealnie zanim się zjawiłaś. Zerwał ze mną – syknęła. – Przez ciebie! – wykrzyczała wściekła.
- Przeze mnie? – spytała zdziwiona. – Nie powinnaś mnie obwiniać. Nie wiem, czemu się tak na mnie uwzięłaś. Jakbyś nie zauważyła, ja też go straciłam… - na jej twarzy pojawił się ból. – Jeżeli ktoś jest winny, to my same.
- Myślałam… Myślałam, że zerwał ze mną… Dla ciebie – zmarszczyła brwi nic nie rozumiejąc.
- Leon – jej głos załamał się, gdy wypowiadała jego imię. - On taki nie jest. Powinnaś wiedzieć. Mogłabyś mi powiedzieć czemu za wszystko zawsze obwiniasz mnie?
- Nie twój interes – fuknęła.
- Dobrze. Jeżeli nie chcesz, nie mów… - powiedziała, nie nalegając by uzyskać odpowiedź. - Czy ty go kiedykolwiek kochałaś? – spytała nagle.
- Ja… - zawahała się. – Och, co to za przesłuchanie Castillo? – założyła ręce na piersi niezadowolona. – Nie mam humoru, żeby się z tobą kłócić.
- Pamiętasz co poprawiało nam humor, gdy byłyśmy małe? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie wracam do wspomnień, z tego bezwartościowego czasu – prychnęła.
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi z twojej strony. Chodźmy – popchnęła Francesce delikatnie do przodu.
- Nigdzie z tobą nie idę – oznajmiła niepewnie.
- Jelly Belly! – zaśmiała się i nakazała gestem, aby Włoszka poszła wraz z nią. Po dłuższym wahaniu dziewczyna dołączyła do szatynki.
***
Violetta uwielbiała fasolki Jelly Belly. Jedzenie ich dostarczało wiele frajdy i uśmiechu na twarzy. Nigdy nie było wiadomo na jaki smak trafisz. Podczas kosztowania, albo będziesz delektował się przyjemnym smakiem, albo na buzi pojawi się skrzywienie spowodowane okropnym aromatem zawartym w cukierku. Gdy była mała, często zajadała się nimi wraz z przyjaciółkami.
- Dawno tego nie robiłam – zachichotała i sięgnęła po cukierka. Nieśmiało włożyła go do buzi. Kiedy poczuła smak, skrzywiła się i miała ochotę wszystko wypluć. – Ugh. Smak psiego jedzenia – powiedziała krzywiąc się. Roześmiała się i ku jej zdziwieniu, Francesca śmiała się wraz z nią. Pierwszy raz od dłuższego czasu był to szczery śmiech.
- Dobra, teraz twoja kolej – wpatrywała się w dziewczynę, czekając na jej reakcje.
- Brzoskwinia – uśmiechnęła się.
- Ej! Zgłoszę reklamacje. Dlaczego, to zawsze ja trafiam na najgorsze smaki? – sięgnęła po kolejnego cukierka. – Limonka – oznajmiła triumfalnie.
- Fuj. Skoszona trawa? – spojrzała na szatynkę. Obie wybuchnęły śmiechem.
Szatynka w końcu widziała we Włoszce, osobę, którą była kiedyś.
- Fran… - zaczęła. – Nie wiem co takiego się wydarzyło w twoim życiu, ale jestem pewna, że wciąż jesteś tamtą wesołą i życzliwą osobą. Uwierz, że dokładnie wiem jak to jest, skrywać wewnątrz prawdziwą siebie. Myślałam, że jeżeli dokonam w sobie zmiany to świat wokół mnie również będzie inny. Teraz jednak wiem, ignorowanie swoich prawdziwych uczuć nie jest dobrym wyjściem. Odpychanie bliskich jest najgorszą rzeczą, którą możesz zrobić.
- Nie potrzebuje nikogo – prychnęła. – Violetta, pogódź się z tym, że teraz jestem zupełnie inną osobą. Jestem gwiazdą i mam władze – zadarła głowę i odrzuciła włosy.
- Jejku, pierwszy raz od naszego spotkania po latach, zwróciłaś się do mnie po imieniu – na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Ja też w kółko to powtarzałam, ale to nie prawda. Myślę, że ty w głębi duszy również tak uważasz. Jeżeli nikogo przy sobie nie masz, sława oraz władza przestają mieć znaczenie.
- Prawda jest taka, że od dawna nikogo przy mnie nie ma – oznajmiła łamliwym głosem. – Od kiedy moi rodzice się rozstali, nic już nie jest takie jak dawniej… Przestałam ich obchodzić, a przecież tak bardzo się starałam. Wygrywałam konkursy  talentów, dostałam się do najlepszej szkoły muzycznej w mieście, a oni nigdy nie przyszli na żaden z moich występów... Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszeli jak śpiewam. Ojca nie widziałam już dobrych parę lat, a mama… Ona wiecznie siedzi w pracy i w ogóle nie ma dla mnie czasu. Nie wiem, dlaczego ci to wszystko mówię – potrząsnęła głową i szybko starła pojedynczą łzę, która spływała po policzku.
- Wiesz, dobrze jest się komuś wyżalić – poklepała ją delikatnie po ramieniu. – Ludzie popełniają błędy, nawet ci już trochę doświadczeni przez życie. Mam nadzieje, że w końcu dostrzegą jaką wspaniałą mają córkę – posłała szeroki uśmiech w kierunku koleżanki.
- Nie rozumiem – zmarszczyła brwi. – Wyrządziłam ci tyle krzywdy, a ty jesteś dla mnie taka… Miła.
- Jeżeli na kimś ci zależy, to trwasz przy jego boku, mimo wszystko. Ostatnimi czasy mogłam to sobie doskonale uświadomić. Proszę, przemyśl sobie czy droga, którą wybrałaś jest właściwa – uścisnęła lekko zaskoczoną dziewczynę i zostawiła ją, aby wszystko mogła sobie  przemyśleć w samotności. Violetta miała nadzieje, że Francesca odrzuci maskę, za którą była skryta osoba, którą kiedyś była.
***

Wpatrywała się w widok za dużym oknem. Śledziła wzrokiem odlatujące samoloty. Już niedługo sama miała siedzieć w maszynie śmierci. Nie lubiła nimi latać, to nigdy się nie zmieniło. Tym razem jej taty nie będzie obok, a ona nie będzie miała kogo złapać za rękę, aby złagodzić swój strach. Nawet najdrobniejsze turbulencje wywoływały w niej przerażenie, że czeka ją śmierć w przestworzach. Czuła napływające do oczu łzy. Nie lubiła pożegnań, zawsze wywoływały w jej sercu nieznośny smutek. Jak miała sobie poradzić z dala od bliskich? Jeszcze nie opuściła Buenos Aires, a już zdążyła zatęsknić. Przynajmniej udało jej się ich przekonać, aby nie jechali na lotnisko wraz z nią.
Spojrzała na zegarek i uświadomiła sobie, że musi już iść. Wstała z krzesełka i chwyciła w dłoń fioletową walizkę.
Musiała postawić kropkę nad etapem życia, który zakończy się w chwili jej odejścia. Myśli Violetty wciąż krążyły wokół Leona. Głupia nadzieja, że będzie chciał ją zatrzymać nie chciała jej opuścić, aż do teraz. Musiała się pogodzić z tym, że życie nie jest nawet odrobinę podobne do bajek, które mama czytała jej w dzieciństwie. Książę nie przybędzie i nie uleczy złamanego serca. Taki koniec to tylko fikcja.
- Violetta! – usłyszała za sobą krzyk.
Zamarła i zatrzymała się w miejscu. Może w życiu także zdarzają się szczęśliwe zakończenia?



Troszkę nudnawy? ;) Jak flaczki z olejem xd Nie wiem, ale mam pewien pomysł na rozdział 15. Tylko szczerze mówiąc nie wiem kiedy się ukaże ;) 
Każdy się pewnie domyślił kto zawołał Vilu, ale nie zdradzę na razie, czy to była tylko jej wybujała wyobraźnia, czy ktosiek zjawił się naprawdę ;)

środa, 4 lutego 2015

Capitulo 13.

„Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny:
Są one na kształt prochu zatlonego,
Co, wystrzeliwszy, gaśnie.”


Weszła do domu. Rzuciła klucze na stół i usiadła na kanapie obok taty. Przez chwile  patrzyła pusto w przestrzeń. Podjęła już decyzje. Musiała zapomnieć o Leonie. Płomyk nadziei, który tlił się w jej wnętrzu, powoli wygasał. Przychodzące zwątpienie, mogło go unicestwić już na zawsze. Chłopak milczał. Uważała, że nie może liczyć na to, że się odezwie. Gdyby była na jego miejscu, pewnie też byłaby zawiedziona. Westchnęła cicho.

- Violu? Stało się coś? – spytał zmartwiony mężczyzna.
- Cc, co? – potrząsnęła głową pozostawiając myśli. – Przepraszam tato, możesz powtórzyć? – uśmiechnęła się smutno.
- Pytałem czy coś się stało. Wyglądasz na przygnębioną.
- Nie, wszystko okej… - skłamała. – Zastanawiałam się… - utkwiła wzrok w swoim brzoskwiniowym lakierze. – Co byś powiedział, gdybym wyjechała do Madrytu? Chciałam zobaczyć się z babcią – spojrzała na tatę chcąc zobaczyć jego reakcje.
- To właśnie cię trapi? Boisz się, że się nie zgodzę? – Przytaknęła ruchem głowy. – Nie mógłbym się nie zgodzić – posłał jej szeroki uśmiech.
- Dziękuje, dziękuje – przytuliła go szczęśliwa.
- Dlaczego tak nagle chcesz wyjechać? – uniósł pytająco brew.
- Eee… - zająknęła się. – Po prostu okropnie się za nią stęskniłam.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Tylko jest jeden warunek. Po powrocie zaczniesz naukę w Studio.
- Dd, dlaczego? – twarz szatynki lekko zbladła. Nie mogła przecież powiedzieć mu, że nie planuje tutaj wracać. Kłamała, znowu. – Nie podoba mi się tam, a co powiesz na jakąś inną szkołę muzyczną?
- Myślałem, że pójdziesz w ślady mamy. Jednak, jeżeli nie czujesz się tam dobrze… To zgoda. – ucałował jej czoło.
- Wiesz, że bardzo cię kocham tato? – zaśmiała się cicho i mocno uścisnęła mężczyznę.
- Ja też cię kocham córeczko.
***
Czuła jakby serce rozsypywało się na malutkie kawałeczki, a tylko jedna osoba byłaby wstanie ponowie ułożyć je w spójną całość. Chwyciła do ręki długopis i zaczęła pisać. Czynność utrudniały ciągle napływające do oczu łzy. Skapywały na kartkę papieru i rozmazywały tusz przedmiotu do pisania. Szatynka postanowiła napisać list do Leona. Nie mogła odejść bez słowa.

Kochany Drogi Leonie,
Moje słowa zasługują tylko na miejsce w koszu, pośród innych mało ważnych rzeczy. Zanim jednak porwiesz tą kartkę na kawałki, przeczytaj to co napisałam. Proszę, to dla mnie bardzo ważne.
Nigdy nie chciałam wywołać na Twojej twarzy smutku, kocham Twój uśmiech. Mam świadomość tego, że nie mówiąc prawdy, zraniłam Cię. Jednak, tak bardzo się bałam, że mnie nienawidzisz. Chciałam się od Ciebie odsunąć, zanim dowiedziałbyś się prawdy. Tylko nie mogłam. Tak naprawdę w ogóle nie chciałam. Przed ponownym spotkaniem Ciebie, byłam jak usychający kwiat bez wody. Gdy się zjawiłeś, odzyskałam siłę by żyć dalej. Mój świat był szary. Była tylko ciemność i nic poza tym. Leon, to Ty sprawiłeś, że na nowo zagościły w nim barwy. Byłeś światłem, które rozproszyło noc, w której żyłam każdego dnia. Myślałam, że wszechświat się na mnie uwziął i nie daje mi w darze nic, prócz cierpienia. Byłam w błędzie. Los ponownie skrzyżował nasze ścieżki. Dzięki Tobie znowu otworzyłam swoje serce na muzykę. Słowo dziękuje to zdecydowanie za mało. Nigdy nie spłacę długu wdzięczności, który u Ciebie mam. Może gdybym po śmierci mamy nie odrzuciła Twojej przyjaźni, wszystko wyglądałoby inaczej? Nie mogę, jednak myśleć o tym, co by było gdyby... Sama podejmowałam decyzje i teraz muszę pogodzić się z ich konsekwencjami. Choćbym bardzo chciała, nie mogę odmienić przeszłości. Mogłabym prosić Cię, abyśmy zaczęli od nowa, ale nie zasługuje na to. Właśnie dlatego postanowiłam zniknąć z Twojego życia, na zawsze. Przyrzekam Ci, że już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. To trudne, lecz zrobię wszystko, byś już nigdy ponownie przeze mnie nie cierpiał. Chciałabym walczyć, jednak na to już chyba jest za późno… Nie chcę widzieć bólu, wywołanego wyłącznie przez moją osobę.
Słowa płyną z głębi mojego serca. Piszę ten list, ponieważ nie mogłabym Ci powiedzieć tego wszystkiego osobiście. Zależy mi na Tobie i pragnę Twojego szczęścia. Odchodzę bo nigdy nie zasługiwałam na Ciebie. Jesteś wspaniałym człowiekiem. W Twojej obecności czuje spokój i radość. Kocham Twój dotyk, który powoduje, że po całym moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Moje serce przyśpiesza, gdy Cię widzę. Uwielbiam Twoje zielone oczy, w których głębi mogłabym tonąć wieki . Moje myśli wciąż błądzą w kierunku Twojej osoby. Nie mogę jeść, nie mogę spać bo ciągle o Tobie myślę. Kiedy przez dłuższy czas nie jesteś przy mnie, tęsknie. Czy to możliwe, że jestem w Tobie zakochana? Nie wiem jak wytrzymam bez Ciebie. Będę musiała nauczyć się żyć z tęsknotą. Sama sobie zgotowałam ten los.
Życzę Ci, aby Twoje życie ułożyło się jak najlepiej. Zasługujesz na to jak nikt inny.
Bądź szczęśliwy!
Kocham Cię,
Twoja Violetta.

Odłożyła długopis i oparła łokcie na biurku. Starła łzy i ukryła twarz w dłoniach. Miała ochotę krzyczeć. Czuła się okropnie. Ból pochłaniał każdą cząstkę ciała. Traciła kolejną osobę, na której tak bardzo jej zależało. Panującą cisze przerwało stukanie w drzwi pokoju.
- Pp… Proszę – wyjąkała ochryple.
- Violu, masz gościa – oznajmiła Olga.
Leon? – przemknęło jej przez myśl z nadzieją. Zabrała dłonie z twarzy i skierowała ją w stronę drzwi. Do pomieszczenia weszła ognistoruda dziewczyna.
- Vils? Nie wiem czy mnie pamiętasz… - powiedziała niepewnie. – To ja, Camila. – wskazała na siebie.
- Cami… - oczy szatynki trochę się rozświetliły. Zerwała się z miejsca i podeszła do przyjaciółki. Objęła ją ramionami i mocno się do niej wtuliła. Zaskoczona Camila oddała uścisk. Potrzebowała kogoś z kim mogłaby teraz porozmawiać.
- Violu, udusisz mnie – wydusiła i zaśmiała się radośnie.
- Ojej, wybacz – odskoczyła od rudej, wyswobadzając ją z uścisku.
- Trochę czasu minęło – uśmiechnęła się.
- Tak… - odwróciła wzrok zmieszana. – Jesteś zła? Nie chcesz mnie znać?
- Gdybym była zła, to nie byłoby mnie tutaj – trąciła szatynkę delikatnie w ramie. – Stęskniłam się.
- Naprawdę? – spytała zaskoczona. – Nie zasługuje na twoje przebaczenie.
- Vils, byłaś dla mnie jak siostra. Zależy mi na tobie, więc nie wiem jak mogłabym postąpić inaczej.
- Dziękuje – uścisnęła ją.
- To co było puśćmy w niepamięć – uniosła kąciki ust ku górze. – Lepiej powiedz mi szybko co się dzieje. Źle wyglądasz – zmarszczyła brwi zmartwiona.
- Byłaś dzisiaj w Studio? – ruda skinęła głową. – Tak, więc mniej więcej wiesz co się stało. Straciłam Leona, na zawsze – wyszeptała.
- Jestem pewna, że wszystko się ułoży – uścisnęła ramię Castillo, aby dodać jej otuchy. – Zależy mu, więc ci wybaczy.
- Nie jestem tego taka pewna. Najlepiej będzie, kiedy zostawię go w spokoju. Wyjeżdżam z Buenos Aires, jak ostatni tchórz – oznajmiła i usiadła na skrawku swojego łóżka.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – spytała i usadowiła się obok przyjaciółki. – Strach, to najgorszy wróg. Najlepiej postarać się go odrzucić, aby nie przejął kontroli nad twoim życiem. Przez niego możesz na zawsze go stracić.
- Ja już go straciłam – upierała się. – Cami, nie przekonasz mnie. Podjęłam decyzje. Już wystarczająco dużo przeze mnie wycierpieliście – spojrzała w smutne oczy koleżanki.
- Och, Vils jesteś taka uparta – zachichotała niewesoło.
- Przynajmniej to się nie zmieniło. Cami…
- Tak?
- Możesz mu coś przekazać? – wstała i podeszła do biurka. Sięgnęła po leżącą tam kartkę i schowała do koperty, podała ją koleżance.
- Tak, oczywiście – chwyciła kopertę w swoje dłonie.
- Będę bardzo wdzięczna, kiedy dopilnujesz by to przeczytał.


Przed waszymi oczami, trzynastka. Czy okazała się pechowa? Opinie pozostawiam w waszych rękach ;*
Kto się spodziewał tak szybko kolejnego rozdziału? Na pewno nie ja ;) Jakiś przypływ chęci na pisanie mnie dopadł. Postanowiłam skorzystać z tego przedziwnego zjawiska, który rzadko się zdarza. 
Trochę dłuższy niż poprzedni, ale i tak nie jestem do końca zadowolona. Żadna nowość, prawda? ♥
Okej, nie męczę was więcej ;*

poniedziałek, 2 lutego 2015

Capitulo 12.

„Miłość jest jak wyjątkowy kwiat.. Nie wiesz dokładnie kiedy zaczyna kiełkować.”




To co tak bardzo starała się ukryć, jeszcze przez jakiś czas, wyszło na jaw. Nie przewidziała, że Francasca postanowi wyznać jej sekret akurat teraz. Nie zdążyła się pogodzić z tym, iż nie będzie mogła porozmawiać z Leonem, jak dwójka bliskich sobie osób. Bała się podnieść wzrok. Cisza, która nastała w pomieszczeniu przytłaczała szatynkę. Jednak teraz tylko jedna osoba była dla niej najważniejsza. Leon. Zdobyła się na odwagę, aby unieść głowę. Brązowe oczy dziewczyny spotkały się ze spojrzeniem szatyna. Jego zawsze radosne, zielone oczy jakby stężały. Nie doszukała się w nich żadnych uczuć. Szczęścia, smutku czy złości. Nie wyrażały żadnych emocji. Błagała w myślach, aby jakoś zareagował,  by z jego ust popłynęły jakieś słowa. Leon jednak nie odezwał się, odwrócił się i po prostu wyszedł z Sali. Patrzyła jak odchodzi, lecz jej serce wołało Idź za nim! Jeżeli była to ostatnia szansa na rozmowę, to musiała ją wykorzystać. Zeszła ze sceny i wybiegła za nim.
- Leon! – zawołała i stanęła przed nim, utrudniając ucieczkę. – Porozmawiajmy, proszę.
- Nie, chciałbym teraz pobyć sam. Nie sądzisz, że na to już trochę za późno? Nie rozumiem, dlaczego nic mi nie powiedziałaś. – chciał ją ominąć, ale dziewczyna zagrodziła mu drogę. Ułożyła niepewnie swoje dłonie na jego klatce piersiowej, powstrzymując przed odejściem.
- Uszanuje to, ale daj mi chociaż minutę. Błagam Cię. – powiedziała zdesperowana.
- Masz minutę. – oznajmił niechętnie.
- Dobrze wiem, że w tej sytuacji słowo przepraszam, nie wystarczy. – spuściła głowę. – Uwierz mi, ja też nie wiedziałabym, iż jesteś częścią mojej przeszłości. Francesca mi to uświadomiła, a ja nie miałam odwagi wyznać tego, że już się znamy. Strach był silniejszy i powstrzymywał mnie od powiedzenia kim jestem. – w oczach szatynki zalśniły łzy. – Postąpiłam jak egoistka, ale tak bardzo Cię potrzebowałam. Nie udźwignęłabym tego, iż kolejny raz Cię straciłam. Wiedziałam, że po tym co zrobiłam kiedyś, znienawidziłeś mnie. – uniosła lekko głowę i spojrzała w oczy szatyna.
- Znienawidziłem Cię? – powtórzył słowa Violetty z oburzeniem. – Dlaczego, więc ciągle o Tobie myślałem? Obwiniałem się, że tak łatwo wtedy pozwoliłem Ci odejść? – pokręcił głową niedowierzająco.
- Co? – wyszeptała zaskoczona. – Ale przecież Fr…
- Potrzebuje czasu. – przerwał dziewczynie w pół zdania. – Muszę pobyć chwile sam. – oznajmił i wyminął Violette kierując się do wyjścia.
Dziewczyna patrzyła jak chłopak znika z zasięgu jej wzroku. Miała nadzieje, że to nie była ich ostatnia rozmowa. Pozwoliła nagromadzonym łzom, swobodnie wypłynąć na policzki. Leon jej nie znienawidził? Dlaczego uwierzyła Francesce? Gdyby nie ona może wszystko potoczyłoby się inaczej? Nie mogła jednak obwiniać za wszystko byłej przyjaciółki. Jeżeli zdobyłaby się na szczerość, ta sytuacja nie miałaby miejsca. Była w kropce. Nie wiedziała co robić. Może najlepiej byłoby, gdyby na zawsze zniknęła z życia Leona?

***
Usiadł na białej ławce, skrytej w cieniu drzewa. Odetchnął głęboko i spojrzał w przestrzeń. Miał mętlik w głowie. Od zawsze czuł w sobie obowiązek bycia silnym, bez względu na wszystko. Teraz jednak to go przerastało. Nie miał na to sił. Jego oczy niemiłosiernie szczypały. Łzy, tak bardzo przez niego nie chciane, domagały się wypłynięcia z oczu. Może właśnie tego teraz potrzebował? Ulgi w smutku, który go dopadł. Nie wiedział, dlaczego Violetta nic mu nie powiedziała. Czy ich przyjaźń nic dla niej nie znaczyła? W to nie mógł uwierzyć. Musiał odnaleźć w sobie moc na nowo. Nie mógł pozwolić ponownie jej odejść. Kolejny raz nie udźwignąłby tego. Szatynka ciągle zaprzątała jego myśli. Dawna przyjaciółka, nieznajoma, która tak go intrygowała i dziewczyna ze snu o cudownym głosie. Wszystkie te osoby, okazały się być jedną. Violettą. Czy to możliwe, że wciąż myślał tylko o niej? We śnie i na jawie. Jego serce domagało się jej bliskości. Z całych sił próbował wybić sobie ją z głowy, ale nie potrafił i co najważniejsze, chyba wcale tego nie chciał. Francesca o wszystkim wiedziała. Nie wiedział dlaczego, tak bardzo nienawidzi Violetty. Ona potrzebuje jego pomocy, ale ich związek trzeba było zakończyć. Nie mógł z nią być podczas, gdy myślał o zupełnie innej dziewczynie…


Nie planowałam dodawać, ale trudno opublikowałam takie sobie coś ;)  Mam pewien pomysł na pechową trzynastkę xd Chyba, że znowu zacznie się ze mną dziać coś nie tak ;d Widział ktoś dzisiejszy odcinek Violetty i te "kocie" ruchy Ramallo?  hahaha ;p Okej, kończę tą moją bezsensowną wypowiedź ;)