„Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej.”
Violetta otworzyła oczy.
Niechętnie wstała z łóżka, aby rozpocząć kolejny dzień i ponownie zmagać się z
pustką rozdzierającą serce. Wykonała te same czynności co każdego ranka, jakby
była zaprogramowanym robotem. Wyszła ze swojego pokoju i to co potem zobaczyła
zamurowało ją. Nie była zdolna nawet się poruszyć. W pewnej chwili pomyślała,
że ma jakieś przywidzenia. Ujrzała swoją ciotkę, która spokojnie rozmawiała z
ojcem. Powoli zeszła po schodach, a oczy Angie skierowały się w stronę
dziewczyny. Szybko zerwała się z miejsca i porwała siostrzenice w swoje
objęcia.
- Violu. Tak bardzo tęskniłam! – W oczach Angeles zalśniły łzy szczęścia.
- Co ty tu robisz? – zapytała Violetta. Nie podzielała szczęścia cioci,
wyrwała się z uścisku i posłała w jej stronę gniewne spojrzenie. –
Zostawiłaś mnie, poddałaś się, opuściłaś kiedy najbardziej cię potrzebowałam –
rzucała oskarżenia w kierunku kobiety.
- Przecież wiesz, że nie miałam wyboru. Twój ojciec chciał dla ciebie jak
najlepiej więc myślał, że odsunięcie mnie i babci będzie najlepszą decyzją.
Szukał sposobu, aby złagodzić twój ból.
- Mój ojciec jest idiotą – szatynka tym razem spojrzała w jego stronę.
Zobaczyła jaki sprawiła mu ból tymi słowami. Mężczyzna wstał i bez słowa
opuścił salon.
- Nie powinnaś go tak traktować. On cię kocha. Popełnił błąd, ale komu się
one nie zdarzają? To część naszego życia. Nie zawsze wybieramy właściwe
decyzje. Uczymy się na tych błędnych i wyciągamy z nich cenne lekcje. Każdy
zasługuje na drugą szanse oraz wybaczenie, więc Violu nie traktuj go tak.
German chce żebyś była znowu szczęśliwa. Widzi jak bardzo cierpisz. Kochanie,
nie musisz przybierać maski i kryć za nią prawdziwej siebie.
- Może to właśnie jestem prawdziwa ja? Nie mam zamiaru się zmieniać i nie
chcę poprawiać swoich kontaktów z tatą. Nie potrzebuje ciebie ani jego. Nie
potrzebuje nikogo. Skończyłaś swoją poetycką przemowę? - zapytała mrużąc
gniewnie oczy.
- Znam Cię Violetto. Dostrzegam to, że wcale tak nie uważasz. Boisz się,
że jeśli przywrócisz do swojego życia wszystko co przypomina ci o mamie, będzie
jeszcze gorzej. Mylisz się. Jeśli będziesz podążać swoimi marzeniami i ponownie
otworzysz swoje serce na muzykę, będziesz czuła jej obecność. Chce, abyś w
końcu to dostrzegła, więc jutro zabieram cię ze sobą w pewne cudowne miejsce.
- Co jeśli nie będę chciała tam iść?
- Wtedy już nie będę taka miła i zabiorę Cię siłą. – Kobieta uśmiechnęła
się i uściskała szatynkę. – Jesteś uparta zupełnie jak twój ojciec. Do
zobaczenia jutro.
- Do zobaczenia – wyszeptała.
Violetta nie wiedziała czy ma się bać bo nie miała pojęcia co takiego
wymyśliła Angie, ale mimo wszystko ufała jej. Za wszelką cenę chciała wszystkich
od siebie odepchnąć, ale w głębi serca wiedziała, że potrzebuje bliskich.
Działała i mówiła wszystko wbrew sobie, ponieważ dążyła do tego, aby wybudować
wokół siebie mur, który oddzieliłby ją od smutku. Teraz jednak po tym wszystkim
co usłyszała od cioci, zastanawiała się czy byłoby to w jakiś sposób w ogóle
wykonalne. Rozmyślania dziewczyny przerwał dźwięk telefonu. Spojrzała na
wyświetlacz i zobaczyła imię swojego chłopaka. Po dłuższym wahaniu postanowiła
odebrać, chociaż nie miała zbyt wielkiej ochoty na rozmowę z nim.
- Słucham?
- Ej, mała gdzie jesteś? Nie było cię wczoraj na imprezie i musiałem
szukać innej partnerki do tańca.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie dzwonił do mnie jeśli nie jesteś
jeszcze do końca trzeźwy? – zapytała zirytowana i przerwała połączenie. W
swoich myślach zadała sobie pytanie, dlaczego w ogóle jest z Diego? Takie
telefony zdarzały się kilka razy w tygodniu. Nie wiedziała po co jest mu
potrzebna. Zawsze chwalił się nowo poznanymi dziewczynami. Jedyną rzeczą, która
ich łączyła to ucieczka. Oboje chcieli uciec od problemów i smutku. Chłopak
radził sobie gorzej, ale na dno pociągał ze sobą również ją. Uważała, że jeśli
łączyło by ją z nim prawdziwe uczucie, ich wzajemna miłość sprawiłaby, że życie
stawałoby się lepszym. Czuła w sobie wiele sprzeczności. Każda myśl biła się ze
sobą tworząc chaos.