Dajesz mi wolność bycia, kim jestem
I kim chcę być
Jeśli nie mogę tego zrozumieć, naucz mnie
I kim chcę być
Jeśli nie mogę tego zrozumieć, naucz mnie
Violetta - Junto a ti
W pomieszczeniu, panował niczym
niezakłócony, spokój. Na środku łóżka, okrytego niebieskim kocem, siedziała
szatynka. W dłoniach trzymała swoją ulubioną powieść. Brązowe tęczówki
pochłaniały tekst, z niesamowitą prędkością. Violetta znajdowała się poza, otaczającą
rzeczywistością. Była w świecie swoich ulubionych bohaterów. Chociaż chciała
każdemu udowodnić, że jest twarda, to w środku wciąż pozostawała, wrażliwą
dziewczyną. Kobietą, która kiedyś chciałaby, znaleźć prawdziwą miłość. Nie
wiedziała ile już razy, czytała „Dumę i uprzedzenie”. Nie była do końca
pewna, co spowodowało, tak silne przywiązanie do tej książki. Może to postać
Elizabeth, tak bardzo ją intrygowała? Nie była taka jak wszystkie kobiety,
których największym problemem, było wybranie sukni czy znalezienie mężczyzny,
który zapewni dostatnie życie. Miała własne zdanie i nie bała się mówić, o tym
co myśli. Czekała na prawdziwą miłość. Gdy w jej życiu pojawił się pan
Darcy, nikt nie przypuszczał, że tą dwójkę
połączy kiedyś miłość. Wzajemna niechęć, przeistoczyła się w piękne uczucie.
Violetta pytała samej siebie, dlaczego przed oczami, widziała akurat Leona.
Zawsze nie szczędziła mu uwag. Czy to możliwe, że kiedyś będą przyjaciółmi?
Właściwie, to nie chciała o nim myśleć, ale serce uparcie wołało jego imię. Nie
mogła uciszyć tego głosu, ale musiała się starać, aby nie narazić go na
zranienie. Było jeszcze za wcześnie, żeby zaufała Verdasowi. Nie potrafiła
dostrzec, jego prawdziwych zamiarów. Zastanawiała się, czy gdyby miał jej
numer, wydzwaniałby do niej tak jak Diego? Nie widziała, żadnego z nich, już od
tygodnia. Hiszpan, wciąż męczył ją telefonami. Może to i dobrze, że dostała
szlaban za ostatni wyskok. Miała wymówkę, aby się z nim nie spotykać. Musiała
mieć trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć. Jednak najśmieszniejsze jest to,
że została uziemiona. Ma już dziewiętnaście lat, a Angie wciąż chce mieć nad
nią kontrolę. Zawsze mogła, po prostu uciec. Ale mimo tego co się działo, nie
mogła zostawić matki.
Odłożyła książkę, zrezygnowana. Wiedziała,
że już nie będzie mogła, poświęcić jej całej swojej uwagi. Wstała i podeszła do
okna. Pogoda chyba podzielała, ponury nastrój. Krople deszczu, kreśliły swoją
wędrówkę, po szkle. Lubiła deszcz, co niektórym ludziom może wydać się
śmieszne. Gdyby wyszła teraz na zewnątrz, bez problemu mogła pozwolić łzom, aby
pojawiły się na policzkach. Wymieszane z deszczem, byłyby nie dostrzegalne.
Podskoczyła przestraszona, kiedy w
pokoju rozległo się stukanie do drzwi.
- Mamo… Mówiłam ci, że masz dać mi
spokój! – Krzyknęła, będąc pewną, że to znowu rodzicielka, która chciała
nakłonić ją do jedzenia. Problem w tym, że nie potrafiła nic przełknąć.
Dręczyły ją myśli, dotyczące ostatniego zdarzenia na torze. Do tego jeszcze
dochodziła sprawa Leona i Diego. Ogarniały ją uczucia, wręcz depresyjne.
- Violu, to ja, Francesca.
Do uszu szatynki, dobiegł ciepły
głos, który w tej chwili był dla niej, jak wybawienie. Szybko podbiegła do
drzwi i wpuściła przyjaciółkę, do swojego królestwa, w którym ostatnio nie
chciała nikogo gościć. Zamknęła za nią drewnianą konstrukcje, a po chwili była
już w uścisku Włoszki. Powstrzymywała łzy, które tak bardzo chciały, wydostać
się z oczu.
- Kochana, co się ostatnio z tobą
dzieje? Słyszałam od Diego co się stało, ale widziałam, że coś jeszcze przede
mną zataił – stwierdziła, będąc pewna swoich podejrzeń. Dziewczyna delikatnie
odsunęła się od koleżanki i zaprowadziła ją do łóżka, aby mogły usiąść i
porozmawiać.
Violetta opowiedziała wszystko,
starając się o niczym nie zapomnieć. Wspomniała o spotkaniu Leona, prowadzeniu
samochodu, powrocie do domu i kłótni pomiędzy chłopakami. Miała do Włoszki,
bezgraniczne zaufanie. Dzięki niej, miała się komu wyżalić. Rozmowa zawsze
sprawia, że człowiek czuje się odrobinę lepiej. Dobra rada przyjaciółki, czyniła
cuda. Szatynka zawsze była wdzięczna, że tak dużo czasu jej poświęca.
- Franuś. Może teraz porozmawiamy o
tobie. – oznajmiła. Argentynka czuła się źle z myślą, że za dużo czasu spędzają
na rozmowie, o niej. Ona wiecznie miała jakieś smutki. Nie
chciała, aby przez to, że tak łatwo się załamuje, przyjaciółka czuła się
zaniedbana. To co się działo w życiu Fran, było równie ważne.
- O mnie? – Zdziwiła się. Francesca. Swoje życie uważała, za spokojne i niezbyt bogate w zmartwienia. Miała
pozytywne nastawienie. Nie musiała zmagać się z tym, co Violetta. Przyjaciółka
potrzebowała wsparcia, bardziej niż ona. – Chyba nie ma o czym mówić – machnęła
ręką, nie chcąc rozpoczynać rozmowy o sobie.
- O nie. Nie próbuj odwracać, kota
ogonem. Masz mi tutaj zaraz, opowiedzieć o wszystkim – powiedziała, starając
się, żeby ton głosu brzmiał wesoło.
- Co? Violuś, nie kota, ale psa. To
się mówi, nie odwracaj psa ogonem.
- Poważnie? – Przyjrzała się
Włoszce, jednak nie dostrzegła oznak, że dziewczyna sobie żartuje. Nie mogła
się powstrzymać, zaczęła cicho chichotać. Przy Francesce nawet w deszcz, świeci
słońce.
- Ej! Ale o co ci chodzi? Co cię
tak rozbawiło? Też chce się pośmiać. – szturchnęła lekko swoją towarzyszkę.
Jednak tamta, nadal chichotała jak opętana.
- Nic, nic – wydusiła, nie mogąc
się uspokoić. - Śmieje się z własnej głupoty. Nie przejmuj się. Lepiej mi
powiedz, co tam u ciebie? – zapytała. Naprawdę była ciekawa, co działo się w egzystencji
przyjaciółki. Czasami zapominała, jak cudownych ludzi ma przy sobie. Francesca,
często była zajęta pracą w kawiarni, ale dla niej zawsze znajdywała czas.
Castillo uważała, że nigdy nie spłaci długu wdzięczności, za to co robi dla
niej kruczoczarna.
- Właściwie to… - urwała i wlepiła
wzrok w swoje paznokcie. – Jest taki chłopak, znaczy… To tylko klient, który
zaczął odwiedzać kawiarnie, codziennie rano. Zawsze zamawia to samo, kawę latte
macchiato. Uwierzysz, że to także mój ulubiony napój, bez którego nie wyobrażam
sobie, rozpoczęcia dnia?
- Aaa! – pisnęła. Dostrzegała, jak
jej przyjaciółka rozmarzyła się, gdy wspominała o tym, tajemniczym kliencie.
Była pewna, że spodobał się Włoszce. – Jest przystojny, prawda? – uśmiechnęła
się szeroko, ciesząc się jak głupia.
- Co? – spytała zdziwiona,
odrywając się od rozmyślań. – Violetta, jak kawa może być, przystojna? –
uciekała wzrokiem, aby ukryć, że dobrze wiedziała, o co chodzi Argentynce.
- Fran, dobrze cię znam. Nie próbuj
zmieniać tematu. Wiesz, że chodziło mi o tego chłopaka, od kawy. Nie
pomyślałaś, że przychodzi codziennie bo mu się spodobałaś?
- Teraz mi nie odpuścisz, prawda? –
zaśmiała się. Włoszka znała szatynkę i zdawała sobie sprawę z tego, że nie. Zawsze drążyła temat, kiedy ktoś jej się spodobał. Może była ciekawa bo żyła w przekonaniu, że żaden chłopiec nigdy się nią nie interesował? Nawet
nie wiedziała jak bardzo się myliła. Ale, gdy ciemnowłosa przekonywała ją, że
jest inaczej. Violetta zawsze zaprzeczała i mocno stała, przy swoim zdaniu.
- Oczywiście, że nie – uśmiechnęła
się triumfalnie.
- Tak, spodobał mi się –
zarumieniła się. – Ale nie mam żadnej pewności, że ja spodobałam się jemu.
Wymieniliśmy może kilka zdań. Wiem tylko, że ma na imię Federico i pochodzi z
Włoch. Dasz wiarę? Jest Włochem! – krzyknęła, entuzjastycznie.
- Nie uważasz, że przedstawienie
się coś znaczy? Daje mu jeszcze parę dni i będzie randka, jak nic – poruszyła zabawnie
brwiami. Miała nadzieje, że się nie myli. Pragnęła, aby Francesca była
szczęśliwa.
- Gdyby jednak mnie nie zaprosił,
myślisz, że mogłabym zrobić to ja?
- Pewnie, że tak. W dzisiejszym
świecie kobiety, powinny być niezależne. Jednak myślę, że raczej nie będzie,
takiej potrzeby – poklepała przyjaciółkę po ramieniu, aby zapewnić ją, że nie
potrzebnie się martwi.
- Dziękuje – przytuliła szatynkę. –
Co powiesz na kawę i ciastko? Coś takiego wprawi nas w jeszcze lepszy nastrój.
- Obawiam się, że mama mnie nie
puści – westchnęła. Była uziemiona, a nie miała ochoty na kolejne kłótnie.
Przynajmniej ten tydzień przebiegał, spokojnie. Siedziała samotnie w pokoju i
nie musiała o nic się sprzeczać.
- Poradzę sobie, kochana – mrugnęła
do brązowookiej. – Jakoś udało mi się ominąć przeszkodę, zwaną twoją mamą.
Wpuściła mnie, bez problemu. Mój urok osobisty, wystarczy – zaśmiała się. Ujęła
Violette pod ramię i razem ruszyły na dół. Miała już w głowie, dokładnie
ułożoną mowę.
Francesca wiedziała, co mówi. Miała
niesamowity dar, przekonywania innych ludzi. Angie, nie robiąc większych
problemów, zgodziła się, aby córka wyszła wraz z przyjaciółką. Razem udały się
do kawiarni, w której pracowała Włoszka. Liczyły na jakąś zniżkę, z racji tego,
że często w niej przesiadywały. Zajęły swoje ulubione miejsce, które mieściło
się przy oknie. Dzięki temu, miały doskonały widok na miasto. Lubiły obserwować
ludzi, których twarze wyrażały, mnóstwo uczuć. Zamówiły swoje ulubione
przysmaki. Delektowały się smakiem, świeżej kawy oraz wyśmienitych wypieków.
Czas spędzały w miłej atmosferze, co róż śmiejąc się, z byle powodu. Jedyne co zakłócało
ich wspólnie spędzany czas, były telefony Diego. Nalegał, aby szatynka,
spotkała się z nim. Twierdził, że ma coś ważnego do przekazania. To mógł być
blef, ale w końcu zgodziła się z nim zobaczyć. Był przyjacielem, od niepamiętnych
czasów. Nie potrafiła, tak łatwo się od niego oddalić.
Kiedy Violetta ponownie przeniosła swój wzrok
na okno. Pośród ludzi kroczących po chodniku, dostrzegła przystojną twarz,
która budziła w jej wnętrzu, wciąż różnorodne uczucia. Szatyn nie był sam. Towarzyszyła
mu dziewczyna, która była bardzo ładna. Prychnęła w myślach. Przecież on nigdy,
nie zwróciłby na nią uwagi, poza tym miał już wybrankę swojego serca.
Argentynka miała ochotę walić głową o ścianę. Dlaczego reagowała w ten sposób?
To przecież nie jej interes, z kim spotyka się Verdas. Czy on w ogóle ją obchodził?
Oczywiście, że nie lecz sama już nie była pewna. Mieszał jej w głowie i teraz miała
na to dowody. Widzenie oraz myślenie o nim, źle na nią wpływało. Musiała wziąć
się w garść.
- Viooooluu. Ziemia do Violetty –
dziewczyna machała ręką przed twarzą Violetty. Chciała oderwać ją, ze świata
myśli. – Nie znęcaj się tak nad tym ciastem. Wydrążysz w nim, niedługo dziurę –
zachichotała pod nosem.
- Kim jest ta dziewczyna? –
wydusiła ze złością. Kiedy zorientowała się, że wypowiedziała to na głos, aż
podskoczyła na krześle. Oderwała wzrok od okna i przeniosła go na zdziwioną, przyjaciółkę
– Znaczy, chodziło mi o to, że skądś ją znam. Chyba mi się wydawało – spuściła głowę,
aby uciec od wzroku Włoszki.
- Ty jesteś zazdrosna – klasnęła w
dłonie i ukazała rząd swych, śnieżnobiałych zębów.
- Ale dobry żart, Fran. Wcale, nie jestem
zazdrosna. Niby o kogo, miałabym być? – wzruszyła ramionami. – Wybacz, ale
muszę cię zostawić. Już obiecałam Diego, że się z nim zobaczę – wstała na równe
nogi i zabrała swoje rzeczy Chciała jak najszybciej uciec. Podeszła do
uradowanej Włoszki, pocałowała ją w policzek i skierowała się do wyjścia.
- Podoba ci się!
Zdołała jeszcze usłyszeć, kiedy
wychodziła na świeże powietrze.
Violetta, próbowała skoncentrować, całą uwagę na przyjacielu. Nie przerywała jego słowotoku, który wydawał się nie mieć końca. Z jego ust wciąż padało słowo, przepraszam. Nie mogła być na niego zła. Był dla niej jak rodzina. Przeszło jej, już na początku ich rozmowy. Chociaż na razie. Nie można było nazwać tego, rozmową pomiędzy dwiema osobami. Hiszpan nie dawał dojść do słowa, szatynce. Miała nadzieje, że dowie się, dlaczego był tak zazdrosny, kiedy zobaczył ją z Leonem. Przysięgał, że będzie zupełnie szczery.
- Diego, Diego. Już się nie
gniewam, lepiej powiedz mi, z jakiego powodu wynika, twoje dziwne zachowanie –
spojrzała, uważnie na ciemnowłosego. – Chciałeś mnie bronić, ponieważ jestem
dla ciebie jak siostra? Czy to coś innego?
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?
Co jeżeli to popsuje naszą przyjaźń? – przełknął głośno ślinę. Był przejęty
tym, że może stracić Violette, swoim wyznaniem.
- Diego, chcę wiedzieć. Powiedz mi,
o co chodzi? – zmarszczyła brwi, zmartwiona. Obiecała sobie wcześniej, że
cokolwiek to będzie, nie dopuści, żeby się od siebie oddalili.
- Violetta… - urwał. Podszedł
bliżej dziewczyny i ujął jej drżącą ze zdenerwowania, dłoń w swoje ręce. – Nie umiałem
się do tego przyznać, ale to co zatajam, rujnuje naszą przyjaźń. Zachowuje się okropnie,
ale widok ciebie z Verdasem… - pokręcił głową i postanowił kontynuować. –
Violu, podobasz mi się – wyznał w końcu.
- Diego. Jjja, jaa… - jąkała się.
Tego właśnie się obawiała. Nie chciała ranić bliskiej osoby. Co powinna mu
powiedzieć?
- Wiem, że to może się wydawać
szalone. Nie umiem powiedzieć sercu, aby przestało domagać się ciebie. Może
mogłabyś dać mi szansę? – spytał z nadzieją w głosie. Hiszpan stanął bliżej,
zaskoczonej dziewczyny, która biła się z myślami.
Violetta, zaczynała rozumieć
zamiary Diego. Nawet ślepy by zauważył. Wpatrywał się w usta dziewczyny, czekając
na ruch z jej strony. Pragnął ją pocałować, ale to do niej należała decyzja,
czy chce, żeby to zrobił. To byłby pierwszy całus Argentynki. Miałaby to już z
głowy. Przeżyłaby go z osobą, na której jej zależało. Kochała Diego, ale to nie
była miłość, którą darzy się ukochanego. Może za sprawą czasu, uległoby to
zmianie? Hiszpan nigdy nie dopuściłby, żeby cierpiała. Mogła bez obaw mu
zaufać. Czy czymś ryzykowała? Pokochanie go byłoby bezpieczne. Może
rzeczywiście, zasługiwał na szansę? Bez dłuższego rozmyślania, położyła dłoń na
jego policzku. Przyciągnęła go bliżej siebie i prawie niezauważalnie pokiwała
głową, wyrażając zgodę na pocałunek. Stykali się nosami, a usta były coraz
bliżej siebie. Nic nie wskazywało na to, że coś może im przerwać…
Sporo. Naprawdę dużo tego :D Sama
się sobie dziwię, jeszcze wczoraj, opornie mi to szło. To za sprawą ostatnich wydarzeń,
niektórzy mogą wiedzieć, o co mi chodzi :D Dziękuje za wsparcie. Miałam chwile
zwątpienia, że ten blog będzie nadal istniał. Mam nadzieje, że was nie zanudziłam. Musiałam zakończyć
jakimś dramatycznym momentem, bo rozdział wyszedł, taki średnio ciekawy.
Laalaalla, tylko ja wiem czy dojdzie do pocałunku :*
Dziękuje za komentarze <3 Do
następnego rozdziału :D
Całuje :*