So, just think of the future,
Think of a new life.
And don't get lost in the memories,
Keep your eyes on a new prize.
Paramore - Future
W jej brązowych tęczówkach, lśniły
łzy złości. Kolejna wymiana sprzecznych przekonań, która doprowadziła do
kłótni. To stawało się dla Violetty coraz bardziej uciążliwe. Unikała
przebywania w domu jak ognia, bo nie czuła się tam dobrze. Nadopiekuńczość wujka
oraz matki, sięgnęła ku granic, chorej obsesji. Gustavo potrafił pojawić się
niespodziewanie. W ten sposób siać jeszcze większy zamęt, w relacji z Angie,
która i tak była już porządnie nadszarpnięta. Może czuł się w jakiś sposób
odpowiedzialny za nie, ponieważ był bratem taty, szatynki. Jednak nie musiał pojawiać się
w ich domu codziennie, by kontrolować to, czy przypadkiem nie poszła na tor. On
najchętniej zamknąłby ją w klatce, żeby żadne niebezpieczeństwo jej nie
dotknęło.
- Czy chociaż raz, nie dacie mi
samej zadecydować?! – wykrzyczała, dławiąc się własnymi łzami.
- Skarbie, tylko nie płacz. Proszę
cię.
Angie wyciągnęła ku niej swoją dłoń,
aby dotknąć policzka, na który wypływało coraz więcej łez. Violetta odtrąciła rękę
rodzicielki, nie pozwalając matce na zbliżenie. Wycofała się, kierując w stronę
wyjścia.
- A dajcie mi święty, spokój. –
powiedziała ze smutkiem. Wyszła na zewnątrz, trzaskając drzwiami, aby dać upust
negatywnym emocjom. Nie zawrzała na upominające ją o powrót, krzyki wujka.
Musiała od nich odpocząć. Dobrze wiedziała, gdzie musi się udać, aby móc się
uspokoić.
Tor, znajdował się spory kawałek od
domu Violetty. Ona jednak lubiła, takie długie spacery. Jej chód był bardzo
żwawy, więc nie miała problemów z pokonaniem drogi. Złość, doskonale ją
napędzała. Zauważyła, że ostatnio za często, daje się ponieść negatywnym
uczuciom. Musiała to zmienić, tylko jak? Jeszcze trochę, a kompletnie zwariuje
i poślą ją na terapię. Po prawie czterdziesto minutowej wędrówce, w końcu
dotarła na miejsce. Dziewczyny nie obchodziły ewentualne konsekwencje, przez
pobyt tutaj. Liczyła, że będzie miała szczęście i nikt nie powiadomi Gustavo, o
jej obecności na torze. W tym miejscu ogarniał ją spokój, bo czuła obecność
taty. Widok mknących po torze samochodów oraz delikatny wiatr, który owiewał
czerwoną od wzburzenia twarz, podziałał kojąco. Szła dalej, podziwiając
umiejętności kierowców.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy,
złośnica. – usłyszała. Nie musiała spoglądać na właściciela barytonu, aby
wiedzieć, że na jego twarzy widnieje łobuzerski uśmieszek. Odwróciła się na
pięcie. Zobaczyła osobę, której widok nie przepełniał ją szczęściem. Szatynce
udało się, na jakiś czas, zapomnieć o istnieniu Meksykanina. Ale on zjawiał się
niczym bumerang, który wciąż do niej powracał.
- Nie jestem w nastroju. –
burknęła. Starała się ignorować słowa Leona, aby nie spowodować powrotu gniewu.
Przerwał majsterkowanie w silniku samochodu. Zaczął przybliżać się w kierunku
Castillo. Nie wiedziała, że chłopak potrafi naprawić coś własnoręcznie. Mając
taką fortunę jak jego rodzina, mógł zakupić nową maszynę. Jednak uwagę Violetty
bardziej przykuł, jego nagi tors. Nigdy w jej obecności, tak blisko, nie paradował
półnagi mężczyzna. Jego mięśnie były imponujące. Speszyła się, tym gdzie śmiała
popatrzeć, lecz dziewczynę bardziej gryzło to, że wlepiała wzrok w
znienawidzoną osobę. Myśl, że mógł się jej spodobać, nagle ją obrzydziła. Spuściła
swoją twarz, aby ukryć rumieniec.
- Każdego tak traktujesz, czy ja
jestem wyjątkiem? – spytał, śmiejąc się przy tym krótko.
Uniosła dumnie głowę. Już miała coś
powiedzieć, ale zamknęła usta. Przypatrywała się twarzy Verdasa. Zielone oczy, urocze
dołeczki kiedy się uśmiechał, jego uroda. Nie wiedziała, jak ktoś tak
przystojny, może skrywać okropne wnętrze. Violetta!
Ty idiotko! Zbeształa się w myślach. Musiała być w kiepskiej kondycji, bo
gdyby myślała rozsądnie, nigdy nic takiego nie wpadłoby do jej głowy.
- Zasłużyłeś sobie. Jeszcze
pomyślę, ile będę się gniewała. – powiedziała zalotnie. Kiedy uświadomiła
sobie, co zrobiła, cała zesztywniała. Czy ona właśnie próbowała z nim
flirtować? Brawo! Już pozwoliłaś mu się
omamić! Wykrzyczała, winiąc swój głupiutki rozum, który obecnie, gdzieś
chyba zniknął. – To znaczy, yyy – jąkała się. – Nigdy ci nie wybaczę. –
wymyśliła szybko.
- Mam nadzieje, że nigdy, kiedyś
nastąpi. – uśmiechnął się po nosem. – Chyba każdy zasługuje na drugą szansę,
prawda Violetto?
Patrzył na nią swoimi zielonymi
oczami, wyczekując odpowiedzi dziewczyny. Sama nie umiała określić tego, co
wyrażał jego wzrok. Czuła się jakby chciał zajrzeć, w głąb jej duszy. Musiała
odwrócić głowę, zanim zaczęło jej się to podobać.
Ich dłuższe milczenie przerwał
śmiech, który stawał się coraz
głośniejszy. Oboje skierowali swoją uwagę, na zbliżających się, rozbawionych
chłopców, którzy jakiś czas temu ścigali się na torze.
- Popatrz Jason, dziewczyna tutaj?
Zgubiłaś się? Lepiej zmykaj, bo połamiesz sobie paznokcie. – powiedział z
kpiną. Po chwili, znowu zaniósł się niepohamowanym śmiechem.
Violetta była przyzwyczajona do
tego typu, sytuacji. W przeszłości, często była obiektem drwin z powodu,
raczej męskiego zainteresowania. Nie wzruszały jej już takie docinki.
- Spadajcie. Zajmijcie się własnym
życiem. – rzucił, zdenerwowany Leon.
- Tak, bo co nam zrobisz? – spytał
wyzywająco, chłopak który ją obraził.
- Zetrę ci z gęby, ten idiotyczny
uśmieszek. – oznajmił pewny siebie Verdas. Zacisnął dłonie w pięści, szykując
się do potyczki.
Szatynka była zaskoczona, że
Meksykanin zareagował w taki sposób. Czegoś takiego, nigdy by się po nim nie
spodziewała. Może rzeczywiście się zmienił? Przerwała swoje rozmyślania,
ponieważ musiała zażegnać jakoś konflikt, który zrodził się pomiędzy Leonem, a
tymi durniami. Powstrzymała dłonią chłopaka, szykującego się do rzucenia z
pięściami, na przeciwnika. Kiedy dotknęła torsu chłopaka, zadrżała jej ręka.
Zignorowała uczucie, którego w tej chwili nie umiała zdefiniować. Ważniejsza
teraz była, zaistniała sytuacja. Nie chciała przecież, żeby przez nią ktoś
wrócił do domu, ze złamanym nosem. Nie żeby Verdas ją coś obchodził, próbowała
sobie wmówić.
- Leon, daj spokój. – wyszeptała.
Chciała, aby opanował emocje. Dziwne było dla niej zachowanie chłopaków, za bardzo
dają się ponieść emocjom. Zawsze szukają zaczepki. Próbują udowodnić przemocą,
który jest silniejszy.
- Wiecie? Nie oceniajcie mnie, bo
jestem dziewczyną. Jestem przekonana, że pokonam okrążanie szybciej, niż wy.
Dajcie mi tylko samochód. – rzuciła wyzwanie. Była pewna, że je przyjmą, bo ich
duma nie pozwalałaby im odmówić.
- Zgoda, ale przegrasz jak nic,
maleńka. – prychnął. – Jeżeli wygramy, będziesz przez cały sezon, czyścić nasze
bryki.
Zaczynała być trochę przerażona,
ale nie mogła się już wycofać. Miała nadzieje, że jeszcze nie zapomniała jak
się jeździ. Nie była za kierownicą, od wypadku taty. Nie wiedziała co się może
stać, ale musiała to zrobić. Nie przegra walkowerem, to kłóciłoby się z jej
naturą.
Tym razem bez początku, nie miałam pomysłu.
Moje „umiejętności” są ograniczone :D Jak wam się podoba? Opinie lepiej
pozostawię wam. Sama się dziwię, że to w końcu napisałam. Miałam mało
motywacji, aby się w sobie zebrać. Ale tak siadłam i słowa przypłynęły, nie
wiadomo skąd :D Znowu mam trochę zaległości w komentowaniu, ale postaram się to
nadrobić ;) Komentarzy coraz mniej, ale mam nadzieje,
że to nie jest aż takie złe. Przynajmniej się łuzę :D
Pozdrawiam ;*