Maski. Ludzie przywdziewają maski, aby
ukryć prawdziwe uczucia. W ten sposób chcą jakoś uciec od swoich prawdziwych
emocji. Nie ukazują wtedy już prawdziwej natury, stają się kimś obcym. Kiedy
przez dłuższy czas odgrywają wykreowaną przez siebie naturę, zatracają się w roli
i tracą prawdziwe oblicze.
Promienie porannego słońca przebijały się przez
okno, dając znać nastolatce, że pora wstać. Otworzyła powieki i przez chwile
obserwowała jak drobinki kurzu unoszą się po pokoju. Wstała zanurzając swoje
stopy w miękkich kapciach. Udała się do łazienki, aby wykonać poranne
czynności. Kiedy skończyła zostało jej jeszcze nałożenie makijażu. Ta czynność
zabierała dziewczynie najwięcej czasu. Uwielbiała podziwiać swoje odbicie.
Utkwiła wzrok w dużym lustrze podziwiając swoją wymalowaną twarz. Zmrużyła oczy
i dumnie zadarła głowę.
- Jesteś najlepsza – powtarzała do siebie.
Największa gwiazda Studio on Beat posiadała
wysokie mniemanie o sobie. Była przekonana, że jest najlepsza, a w Studio
nie ma nikogo kto by zagroził jej pozycji na samym szczycie. Uważała, że talent
jaki w sobie posiada, oczarowuje każdego kto ujrzy ją na scenie, ponieważ blask
od niej bijący, oślepia niczym promienie wschodzącego słońca, albo jasno
świecących gwiazd na niebie. Czuła władze. Osoby wokół uważała za nic nie warte
mrówki, które mogła rozdeptać w chwili, gdy przeszkadzała dziewczynie ich
obecność. To ona pociągała za sznurki. Traktowała ludzi jak bezwładne kukiełki
w rękach. Gdy czegoś zapragnęła, dążyła do tego za wszelką cenę. Nie znosiła,
kiedy ktoś sprzeciwiał się jej zdaniu. Trudy życia sprawiły, że prawdziwe
emocje ukryła pod egoizmem oraz obojętnością. Pragnienie udowodnienia
otoczeniu, że jest silna i nie potrzebuje nikogo kto udzieliłby rady, stworzyło
nową osobowość nastolatki. Codzienne odgrywanie królowej, wcieliło graną rolę w
życie.
Włoszka odrzuciła kruczoczarne włosy i wyszła z
domu, uważając, aby wysokie obcasy nie pozbawiły jej zdolności równowagi.
Dostrzegła czekającą już na nią blondynkę. Bez słowa powitania sięgnęła ręką,
aby wziąć od niej kawę, którą zażyczyła sobie dziś rano. Upiła łyk gorącego
napoju, lecz od razu wypluła to co znalazło się w jej ustach.
- Co to jest? Karmel?! Wiesz jak nienawidzę
karmelu! Jesteś do niczego! – wykrzyczała, a cała zawartość tekturowego kubka
znalazła się na bluzce Ludmiły. – Ojejku, twoja nowa bluzka? Oo jaka szkoda, że
teraz nada się tylko na ścierkę do podłogi – z ust dziewczyny wydobył się
złośliwy śmiech.
- Francesca! – wybuchła obok stojąca
dziewczyna, której zrobiło się strasznie przykro. – Mam dosyć! Rozumiesz? –
popatrzyła w oczy dawnej przyjaciółki. - To koniec, więcej nie mam zamiaru
znosić – wyszeptała. – Nie wiem jak Leon wciąż nie traci nadziei w to, że w
głębi została jakaś cząstka dawnej ciebie. Dłużej nie zniosę poniżania bo
niczym sobie na to nie zasłużyłam. Próbowałam, ale nie mam już siły walczyć
dalej – w oczach blondynki zalśniły łzy bezsilności. – Kiedyś byłaś dla mnie
jak siostra i wiem, że na zawsze zostaniesz w moim sercu. Żegnaj Fran –
wybuchła płaczem i odeszła zostawiając osłupiałą włoszkę.
Czarnowłosa potrząsnęła głową i zawołała do
dziewczyny:
– Pożałujesz! Nikt nie sprzeciwia się Francesce
Resto! Jesteś nikim beze mnie! – tupnęła nogą jak niezadowolone dziecko i
skrzyżowała ręce. Słowa oraz łzy blondynki nie zrobiły na niej żadnego
wrażenia. Takie zachowanie uważała za żałosne. Była wściekła. Furia ogarniała
całe ciało tworząc wielką kule nienawiści gotową wybuchnąć i zmasakrować każdego
na jej drodze. - Nikt – wysyczała jeszcze i odwróciła na pięcie tracąc z
oczu byłą koleżankę.
~*~
Szatyn wszedł do Studia przecierając zaspane oczy. Od razu
zauważył rude włosy przyjaciółki. Podszedł więc do niej cicho, aby ją
przestraszyć. Kiedy był blisko, dziewczyna nagle odwróciła się powodując, że
zaskoczony chłopak zachwiał się i z trudem uniknął bliskiego kontaktu z
podłogą.
- Wiedziałam, że to ty – zaśmiała się. – Nie ze
mną takie numery – pogroziła żartobliwie palcem wskazującym. – Leonku, jeszcze
się nie nauczyłeś? Nie dam się tak łatwo podejść – uśmiechnęła się szeroko.
- Myślałem, że tym razem się uda. Przyznaj się,
gdzie masz trzecie ucho – zaśmiał się cicho.
- Ej! – walnęła go delikatnie w ramie. – Ty lepiej
powiedz, gdzie byłeś w nocy.
- Wiesz, pełnia nie dała mi spokojnie się wyspać –
oznajmił. Nie musiał dodawać więcej, ponieważ przyjaciółka wiedziała o co mu
chodzi. Jej jedynej mógł powiedzieć szczerze co go gryzie. Posiadali wobec
siebie bezgraniczne zaufanie i nieważne co się działo mogli na sobie polegać.
Znali się od najmłodszych lat. Ona jedyna nigdy go nie oceniała, dlatego mógł
na nią liczyć w każdej sprawie.
- Mam nadzieje, że spotkasz nieznajomą i rzucisz
tą małpę, z którą teraz jesteś.
- Cami – posłał rudej karcące spojrzenie. – To twoja przyjaciółka.
- Była przyjaciółka – podkreśliła. – Leon, wiem,
że wcale jej nie kochasz. Ona czuje coś tylko do samej siebie. Widzi czubek
własnego nosa. Staraliśmy się, ale jeśli ona nie będzie się chciała zmienić, to
my tym bardziej nie sprawimy, że naprawi swoje błędy – westchnęła. –
Nie jesteś przy niej szczęśliwy, nie zaprzeczaj bo każdy to widzi. W
udawaniu radości jesteś mistrzem.
- Nie mogę jej teraz zostawić. Muszę jakoś pomóc
Fran. Nie straciłem jeszcze nadziei, że wróci nasza przyjaciółka.
- Leon, już wystarczająco dużo zrobiliśmy. Musisz
być taki uparty? Ona nie chce się zmienić. Nie rozumiem czemu wybrała taką
drogę, aby uciec od problemów. Nikt tego nie jest w stanie pojąć.
- Każdy radzi sobie z problemami tak jak potrafi.
Nie mogę tak łatwo się poddać. Nie chce powtórzyć błędu z przeszłości. Przez
to, że tak łatwo odpuściliśmy straciliśmy ją na zawsze - westchnął.
- Leon, mieliśmy tylko po dziesięć lat - poklepała
go lekko w ramię w celu dodania otuchy. - Byliśmy dziećmi. Skąd mieliśmy
wiedzieć jak mamy jej pomóc.
- Możesz mi to tłumaczyć, ale ja będę miał do
siebie żal do końca życia. Nie widziałem Violetty siedem lat! Nawet nie mam
odwagi, żeby sprawdzić czy wróciła do Beunos Aires - zacisnął mocno pięści .
- Leon... – dziewczyna przerwała i podbiegła
do zapłakanej Ludmiły, która właśnie pojawiła się w drzwiach Studia.
Zmartwiony chłopak podszedł do koleżanek i
przysłuchiwał się ich rozmowie. Mógł się domyślić, że jedyną osobą, która mogła
doprowadzić blondynkę do takiego stanu była Włoszka. Sam już nie wiedział czy
uda mu się zmienić, to kim stała się jego dziewczyna. Nie mógł patrzeć jak rani
każdego wokół siebie. Wiedział, że takie nastawienie może sprawić, że zostanie
w końcu zupełnie sama. A od samotności chyba nie zdołałby jej uchronić nawet
on.
~*~
Szatynka utkwiła wzrok w wyblakłej, fioletowej
farbie na ścianie. W jej pokoju nic nie zmieniło się odkąd razem z mamą
urządzały jego wnętrze. Nie pasował do nowej osobowości nastolatki, ale nie
miała ochoty nic zmieniać. Tylko tutaj nie musiała udawać. Angie miała racje,
że pod grubą warstwą obojętności istniała dawna cząstka siostrzenicy. Bała się
jednak na nowo przywrócić ją do życia. Odwlekała porzucenie maski pod którą
ukryta była prawdziwa ona.
Witajcie.
Trochę czasu mnie tutaj nie było. Chyba jakieś pół roku, albo nawet więcej ;) Sama nie wiem czemu postanowiłam w końcu coś tu umieścić. Mam nadzieje, że ktoś to przeczyta. Krótki fragment o Violce, ale nic mi więcej nie przyszło do głowy. Musiałam dać jakąś chwilę sławy innym bohaterom ;) Nie bijcie za zmienienie Fran w potwora ;p
Ha, ha, ha to teraz pewnie znowu wrócę za 6 miesięcy ;)
Pozdrawiam,
Rachel ;*